Właśnie o nim Pat Metheny powiedział, że jest to najlepszy gitarzysta jakiego dotychczas słyszał w swoim życiu. Powiedział też, że według niego jest on jakoby miksem kilku gigantów: Billa Frisell’a, Johna Scofield’a i niego samego. Mnie zauroczył na albumie Samary Joy. Pasquale Grasso! W czasie pandemii wydał 4 albumy: „Solo Masterpiece”, „Solo Standards”, „Solo Bud Powell” oraz „Solo Ballads”, na których to wprawił w oniemienie wielu dotychczas uznawanych jako „wielcy gitary”. W zeszłym roku wydał jako trio kompilację utworów Duke Ellingtona, które dla mnie jest jego najlepszym albumem. Najnowsza płyta to kolejny zbiór znanych melodii: „Be-Bop!”.


Jak wiadomo bebop to jazz z lat ’40 zeszłego wieku, w którym szeroka improwizacja napędzana jest dosadną porcją rytmiczną. Grasso świadomie sięga zatem po repertuar Thelniousa Monka, Dizzy Gillespie i Charlie Parkera. Tak oto usłyszeć można pięknie zinterpretowane i w fenomenalny sposób zagrane „Night in Tunisia”, „Ruby, my dear”, „Cheryl”, „Lamento della Campagnia” oraz duet z Samarą Joy w „I’m in a mess” (która na poprzednim jego albumie zjawiskowo zaśpiewała „Solitude”). Pasqualowi towarzyszą tak jak ostatnio basista Ari Roland i perkusista Keith Ball, z którymi tworzy zgrany i zgodny team. Gitara jest dla niego tak naturalną formą wyrazu, że amerykański Jazz Times tytułuje go jako The Pianistic Guitarist, co uważam za bardzo trafne określenie. Jego gra choć karkołomna, zniewalająca pod względem wybrzmiałych fraz jest zarazem lekka i przejrzysta. Gitara, którą się posługuje to Gibson GA-50 amp z 1953 roku. Ma miękkie, przydymione brzmienie co celowo przywodzi na myśl zeszłowieczny klimat jazzowych i bluesowych barów. „Shaw ’Nuff” najlepiej oddaje ten klimat. Pokazuje ono też pełen zakres techniki Grasso oraz jego muzycznych przyjaciół, którzy można przyjąć, że go w tym asekurują. Uwielbiam ten utwór!

Największym plusem albumu „Be-bop!” jest jego przyjemność. Pomimo gęstych improwizacji oraz ekspresji jest to album na lekkie dni i niezobowiązujące wieczory. Umila czas nie absorbując za bardzo energią. Wynika to głównie z modelu używanej przez Grasso gitary, która swą barwą nie dominuje przestrzeni. Duet z Samarą pikuje skupiając na chwilę całą uwagę, by dać następnie kolejną dawkę ambitnych kompozycji. Pasquale nie kusi się na rewolucje tylko idzie szlakiem, który wytycza konsekwentnie i nieustannie kolejnymi albumami. 

Ocena płyty: