Myślę że Mayi Azuceny, mimo iż w naszym kraju nie jest powszechnie znana, nikomu przedstawiać nie trzeba. Ta obdarzona potężnym głosem wokalistka nie potrzebuje się reklamować. Jest uosobieniem najczystszej esencji talentu, a najlepszą rekomendacją jest fakt, że nagrała dotąd aż siedem albumów studyjnych i współpracowała z wieloma artystami, między innymi Stephenem Marleyem, synem legendarnego Boba Marleya. W tym roku piosenkarka, po trzyletniej przerwie, powróciła z ósmym krążkiem, zatytułowanym Cry Love.
Szczerze powiedziawszy, gdy natrafiłem na pierwsze informacje dotyczące nowej płyty, czyli singiel Cry Love, nie wierzyłem własnym oczom. O Azucenie ostatnimi czasy bardzo ucichło, i myślałem że to tylko jakaś pomyłka, źle zrozumiana wiadomość na stronie piosenkarki. Jak dobrze, że okazało się to jednak prawdą.
Twórczość Mayi z biegiem czasu nie straciła na wyrazistości, jak to niestety bywa z innymi artystami, którzy po wypracowaniu pewnej marki, odpuszczają sobie dalsze starania. Wciąż jest tak samo świeża, różnorodna i porywająca. Cry Love zalicza się do tych płyt, których słuchamy z zaciekawieniem od początku do końca. Z tym krążkiem po prostu nie sposób się nudzić. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Począwszy od mocnych, soulowych ballad, jak Shine, rockowych, ociekających ostrymi, gitarowymi rifami i dźwiękami trąbki (The Half), przez reggae (My Back’s Not Up Against The Wall) , na bardziej współczesnych brzmieniach, bliższych r&b (Run Into The Light) skończywszy. Na największe brawa ze wszystkich 11 nowych piosenek zasługują wspominane już Shine i cover klasycznej piosenki Donnego Hathaway, Little Ghetto Boy. Ten pierwszy utwór, zarówno muzycznie, jak i tekstowo, dosłownie powala na kolana, tak jak kiedyś Hallelujah, również w wykonaniu Azuceny. Myślę że nie jeden facet w skrytości ducha marzy o tym bo jakaś kobieta wyznała mu w te sposób uczucia. Natomiast Little Ghetto Boy, zachwyca akustyką. Piosenka została zaaranżowana tylko na fortepian i w dużo wolniejszym tempie, tym samym bardzo różni się od oryginału sprzed kilku dekad. Wokalistce towarzyszy w tym utworze mało znany ale bardzo utalentowany piosenkarz Chris Rob. Co tu dużo mówić, jest to po prostu doskonała piosenka, ze starej, dobrej szkoły.
Jedynym minusem tego wydarzenia muzycznego… słaba dostępność płyty w Polsce. Ten album nie miał oficjalnej premiery w naszym kraju. Nabyć go można tylko drogą wysyłkową, za trochę wyższą kwotę niż zazwyczaj. Gwarantuję jednak , że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.