Najnowszy album Miguela “Wildheart” obnaża artystę, jego poglądy, wyobrażenie o cielesności i pożądaniu. Po trzech latach oczekiwania, trzeci album Miguela jawi się jako muzyczny protest seksualności, a Miguel jako kontrowersyjny i liberalny sex(y)-kaznodzieja.

miguel wildheart

Okładka albumu najlepiej oddaje jego charakter. Miguel góruje w obłokach wokół i nad nagimi, kobiecymi ciałami. Muzyka również wydaje się, czasem zamglona. Riffy gitary elektrycznej zdecydowanie nadają pikanterii brzmieniom. Początkowo aranżacje wydają się lekko niechlujne i surowe, ale jest to oczywiście zabieg celowy. Muzyka Miguela ma już niewiele wspólnego z nowoczesnym r’n’b, ponieważ inspiracje rockiem, popem i indie są coraz bardziej słyszalne. W związku z powyższym gościnny występ Lennego Kravitz w utworze “Face To The Sun” wydaje się być, nie tylko przemyślany, ale i naturalny. “Wildheart” z pewnością otwiera nowy rozdział w karierze Miguela. Jego brzmienie kolejny raz trudno będzie sklasyfikować, choć poczucie estetyki artysty, jego wrażliwość muzyczna, sposób śpiewania pozostają niezmienne.

“Wildheart” obnaża złożoną osobowość artysty, pełną sprzeczności i niejednoznaczności: ““too square to be a hood nigger … too out of touch to be in style … too far out for the in-crowd … I’m in a crowd and I feel alone”. Miguel zdaje sobie sprawę ze swojej wyjątkowości, ale zbyt często daje o tym do zrozumienia, ponieważ jego “wyjątkowość” może okazać się w przyszłości zwykłą pychą i zarozumiałością. Dlatego póki, co miano sex-kaznodziei w stosunku do Miguela to zbyt wygórowany tytuł.

Artysta uwodzenie porównuje do rytuału. Według niego miłość powinna być pozbawiona wszelkich ograniczeń, a cielesność wywyższona na piedestale. Sacrum miesza się z profanum, a ciało z duszą.

Mając na względzie duże oczekiwania wśród fanów i krytyków poprzeczka, po wydaniu ciepło przyjętego albumu “Kaleidoscope Dream”, postawiona została wysoko. Miguel najnowszym albumem udowodnił, że sprostał stawianym wymaganiom. W sposób niezwykle otwarty, w brzmieniach inspirujących i specyficznych: niekiedy lekko brudnych, niekiedy zamglonych, a przede wszystkim w miłej dla ucha melodyce, porusza tematy cielesności i pożądania.

“Wildheart”, zgodnie z założeniem, działa na zmysły…

Trzeba przyznać, że Miguel to dobry uwodziciel. Kto jeszcze się skusi?