Szósty w dyskografii, a trzeci w wytwórni ECM album nagrał w grudniu 2023, a wydał w czerwcu 2024 Oded Tzur. Ten pochodzący z Izreala, a działający w Nowym Yorku saksofonista nagrał „My Prophet” we Francji, a produkcją (co nie zaskakuje w tej wytwórni) zajął się sam szef, Manfred Eicher. Nagrany set sześciu kompozycji stał się dziełem quartetu Tzura, w którym obok Nitaia Hershkovitsa (z polskimi korzeniami) na fortepianie i Petrosa Klampanisa na kontrabasie pojawił się nowy muzyk, perkusista Cyrano Almeida


My prophet”  jest dalszym ciągiem fenomenalnego albumu „Isabela” z 2022 roku, nad którym to szerokim echem zachwycali się miłośnicy jazzu. Jest to solidna porcja improwizacji czterech osobowości, gdzie nie narzucono jednego lidera. Zarówno Oded jak i pozostała trójka dzwiękotwórców ma tutaj pierwszoplanową rolę, ale wszyscy zgodnie współpracują. Przy nagrywaniu „Renaty” duży udział ma na przykład fortepian, z kolei w „Child you” to już saksofon przedstawia swój punkt dźwięczności. Charakter Tzura nieustannie zakorzeniony jest w tradycyjnych, wschodnich rozwiązaniach harmonicznych. Właśnie to sprawia, że jest on tak unikatowy i ciekawy zarazem. Jego zamiłowanie do współczesnego jazzu, które dzieli z tradycyjnymi, lekko orientalnymi klimatami nie jest na szczęście ani nachalne, ani zbyt nikłe. Jest w punkt i tak jak w przypadku „Isabeli” promieniowało emocjami, tak samo tutaj wzbudza szereg pożądanych emocji. 

Fajnym jest, że choć jest to kontynuacja to potrafi zaskoczyć. Tytułowa kompozycja odbiega bowiem tajemniczością i zaskakująca delikatnością. Bardzo mnie zachwyca z jaką dbałością muzycy celują, aby nie zaburzyć tej magicznej chwili jaka się między nimi stworzyła. Nikt nie wybiega przed szereg, ani nie zostaje trzy kroki z tyłu. Płyną na jednej fali aż dobiją do brzegu. Bardzo szanuję takie momenty. A żeby nie było zbyt nostalgicznie to zamykający album „Last bike ride in Paris” to jak dla mnie nawet rozrywkowa porcja tanecznego groove, który przełamuje cały koncept swoją drapieżnością. To naprawdę bardzo dobra płyta czego szczerze przyznam, że się nie spodziewałem. Miałem wrażenie, że będzie to trochę słabsza wersja „Isabela”, bo najtrudniej przecież przeskoczyć samego siebie. A tutaj proszę. Znowu same zachwyty. Nic tylko chwytać i słuchać. 

Ocena płyty: