Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Letters” z najnowszego albumu Dary Tucker to miałem wrażenie, że ktoś znalazł i udostępnił zaginione nagrania Olety Adams. Dara, Amerykanka pochodząca z Oklahomy swój piąty album „Dara Starr Tucker” wydała dokładnie 2 czerwca i trzeba powiedzieć, że jest on gotów ponowić sukces „Oklahoma Rain” z 2017 roku. Wtedy to nominacje i nagrody sypały się równie często jak zachwyty nad urodziwym głosem. Najważniejsze w nim jest opowiadanie historii. Nie skupia się tylko na perfekcyjnym wykonaniu, które jest bezdyskusyjne, ale głównie na tym co ma do powiedzenia, do wyśpiewania. Łączy to z vlogiem w social mediach, który sukcesywnie poszerza edukując i chroniąc kulturę Afroamerykanów. Zwraca uwagę na „zapożyczenia”, by nie użyć słowa „zawładnięcia” przez białych tej ciężko wypracowanej kultury opartej wszak na uprzedzeniach i dyskryminacji. Dzisiaj jest na szczęście inny system i oby nigdy, przenigdy nie nastąpiły żadne segregacje. Tucker wzięła sobie za cel ową edukację i przypomina, że obecny komfort i równość rodziły się dzięki przewrotom i odwadze Afroamerykanów. 


Na swojej najnowszej płycie nieustannie kultywuje akustyczne brzmienia żywych instrumentów wplatając ciepły, pełen emocji wokal na coraz to wyższe obroty. Jak sama mówi: „żyję po to by cieszyć się z relacji wśród ludzi, którzy dają mi radość. Każdy z nas ma wybór: żyć w cieple słońca, albo marznąć w cieniu księżyca”. Tę sentencję naprawdę słychać na nowym albumie. Dwanaście piosenek, które się na niego złożyły to w jednej połowie autorskie kompozycje i teksty, a w drugiej wybrane interpretacje zarówno tradycyjnych pieśni gospel („Just a Closer walk with Thee”), popowych perełek („Everything I wantedBillie Eilish) oraz doskonale emocjonalnych evergreenów  („Can we pretendBill Withers, „Try to remember Tom Jones). Wszystko to składa się na bardzo spójny materiał, w którym to największą robotę robią premierowe, autorskie kompozycje. Są tutaj trzy punkty kulminacyjne. „Faling” z pięknym frazowaniem i lekkim klimatem jazzowych progresji. Ekspresyjne „Letters” skupiające się najbardziej na słowach i przekazie, a trzecim jest „If you asked me to” będące soulowym, przebojowym atutem tego albumu. Doskonała w tym zasługa trzonu muzyków wspierających Tucker na tym projekcie. Udział wzięło trzech pianistów: Aaron Parks, Mike King i James Hurt; basem operują: Vicente Archer oraz Greg Bryant, a za perkusją zasiadł Marcus Finnie.

Muzycy godni pochwał, kompozycje zarówno autorskie jak i te interpretowane też piękne i wspaniałe, ale to wokal Dary jest najjaśniejszą gwiazdą. Opowiada, przekonuje, dzieli się historiami, czaruje i robi to za każdym razem tak przepięknie, że ja osobiście jestem zachwycony. Obydwie wersje „Scars” są doskonałym uosobieniem jej talentu. Wersja otwierająca albym jest mocna, rzekłbym nawet przebojowa. Ta ostatnia, zamykająca krążek jest jakże intymna i wrażliwa. Te dwie strony Dary Tucker przeplatają się wzajemnie przez wszystkie piosenki. Nie ma co szukać odbiorców pierwszej czy drugiej odsłony, bo przekonany jestem, że Ci co doceniają kunszt, emocje i porządnie wykonaną pracę będą całością zachwyceni równie bardzo co ja. Przeważa sfera wrażliwości, która kumuluje się w „September song” oraz „Try to remember” i są to dwie pozycje, które często sobie zapętlam. Zwłaszcza tę drugą. Piano, wokal i całe spektrum uczuć. Dara Tucker jest jedną z tych artystek, które nie tylko śpiewają i tworzą, ale przede wszystkim przekonują swoją charyzmą.

Ocena płyty: