Jessie Ware odpowiedzialna jest za wiele przebojów. Nic dziwnego, że oczekiwania związane z jej kolejną płytą były spore. Choć „That! Feels Good!” nie jest dziełem aż tak udanym jak poprzednia „What’s Your Pleasure?”, to Jessie nie zawiodła i całość robi dobre wrażenie. A pewnie byłoby ono jeszcze większe, gdyby taka płyta powstała kilka lat temu, jeszcze przed triumfalnym powrotem mody na dźwięki disco. Nie byłaby to wtedy jedynie nowość na rynku, ale także – kierunek w jakim będą podążać inni artyści. Ale dość narzekania, bo faktycznie Jessie Ware ratuje muzykę rozrywkową, udowadniając, że ta może być ambitna i komunikatywna jednocześnie. „That! Feels Good!” to po prostu współczesna muzyka pop z ogromnym naciskiem na stronę produkcyjną. Czasami można nawet odnieść wrażenie, ze produkcja odgrywa rolę priorytetową.


Właściwie trudno określić gatunek muzyki, któremu hołduje artystka. Ze względu na rytm można powiedzieć, że jest to muzyka taneczna, ale to nie bałaby do końca prawda. Jessie Ware czerpie pomysły z wielu różnych źódeł i rejonów świata. W tytułowym „That! Feels Good!” jest funk w stylu Donny Summer. Koktajlowe dźwięki znajdziecie w „Beautiful People”. Coś w rodzaju French Touch można posłuchać we „Freak Me Now”. Lekko bossanowata i niezwykle miła jest kompozycja „Begin Again”, do której dodane są nieco „kwadratowe” bębny z automatu – takie trochę jungle z niezbyt gęstej dżungli. „Pearls” nawiązuje do Chaki Khan z wczesnych płyt i w ogóle do amerykańskich artystów sprzed 50 lat.


Na stosunkowo krótkim 40-minutowym albumie Jessie Ware traktuje swoją misję królowej parkietów niezwykle poważnie. O miano nocnej primadonny nie jest łatwo, ale gdy eksperymentuje ze sztuczkami wokalnymi – zadymionym, gadatliwym śpiewem Grace Jones czy charakterystycznymi falsetami – nie można jej pomylić z nikim innym! Gorzej z samymi kompozycjami. Utwory o silnie tanecznym klimacie nieznacznie odróżniają się od siebie, ale są to propozycje tak porywające i pełne pozytywnych wibracji, że stają się dominującym akcentem albumu.

Naprawdę żywa płyta, idealna do wyciagnięcia nawet najbardziej markotnego ponuraka z przygnębiającego nastroju. Można też się poprzytulać, potańczyć i pomarzyć. Myślę, że dobrze byłoby posłuchać tych nagrań w wersji zmiskowanej przez jakiegoś fachowca z USA. Tam do kawałków podchodzi się trochę inaczej niż na Wyspach i na pewno z „That! Feels Good!” dałoby się „wyciągnąć” jeszcze więcej ciekawych numerów.

Ocena płyty: