Poluzjanci wrócili po kilku latach przerwy do aktywności koncertowej. Miejsce zmarłego w 2015 roku gitarzysty Przemka Maciołka zajął Łukasz Belcyr. Zreformowany skład pierwszy koncert po przerwie zagrał we wrześniu ubiegłego roku w ramach Jazz Around Festival na Zamku w Mosznej. Tegoroczna trasa to poniekąd nie tylko pokłosie tamtego koncertu, ale również rozgrzewka przed prawdopodobnymi koncertami jesiennymi, które będą promowały długo oczekiwaną czwartą płytę zespołu.

(c) Julian Ludwicki


Finałowy koncert pierwszej od 7 lat trasy Poluzjantów, który odbył się w wypełnionej warszawskiej „Stodole”, miał swoje wyjątkowe momenty. Panowie zaczęli dość niepozornie od ‘skradającej się’ wersji utworu „Karmel”, którą Kuba Badach zakończył zabawnym, nawiązującym do bisów ‘stand upem’ (wokalista Poluzjantów słynie z żartów scenicznych). Dużo bardziej zdecydowanie zabrzmiało „Doskonale” z odśpiewanym przez publikę refrenem. Świetnie wypadło „Trzy metry ponad ziemią”, które zyskało dzięki funkowemu klangowi basisty Piotra Żaczka. Z kolei naznaczony świetną partią solową perkusisty Roberta Lutego i klawiszowca Grzegorza Jabłońskiego „Kosmos”, rozkręcił zabawę jeszcze bardziej. Następnie przyszedł czas na swoisty ‘kącik afrykański’ – grupa zwolniła w „Małej apokalipsie”, budując niesamowity klimat, zakończony długą improwizowaną partią wokalną. Zbliżony klimat przyniosła kompozycja premierowa, roboczo zatytułowana „Nie ma wody w naszej wiosce” (autorem tekstu jest nadworny tekściarz grupy – Janusz Onufrowicz). To był jeden z hajlajtów tego wieczoru, natomiast chwilę później miał miejsce moment zenitalny. Kuba, zapowiadając utwór „Najpiękniejsi”, wspomniał, że to powrót do staroci. W tym momencie zaprotestował znajomy głos z publiczności. Jego właścicielką okazała się… Kayah, która zaśpiewała w oryginalnej wersji tego utworu prawie 20 lat temu. Kompletnie zaskoczony Badach i publiczność, siłą rzeczy wywołali wokalistkę na scenę, która zaśpiewała po latach z zespołem ponownie! Był to zdecydowanie jeden z najbardziej wzruszających momentów, jakich doświadczyłem na koncertach Poluzjantów.

(c) Julian Ludwicki

Reszta wieczoru upłynęła głównie pod dyktando kompozycji z pierwszej płyty zespołu – „Tak po prostu”. Wybrzmiały więc kolejno „Zocha”, romantyczna „Słodycz”, kołyszące „Nie ma nas”, czy imprezowe „Tralala 300”. Przed bisem natomiast na scenie miały miejsce… oświadczyny. Zespół zaprosił na scenę jednego z fanów, Kacpra, który postanowił zadać – jak sam to ujął – najważniejsze pytanie w życiu swojej wybrance, Agnieszce. Padła odpowiedź twierdząca, a zespół zadedykował narzeczeńcom „Dwie połowy”. Usłyszeliśmy jeszcze „Perfect Guy”, naznaczony świetną, bluesowo zabarwioną solówką Łukasza i „Prostą piosenkę” – chyba największa pamiątką po zmarłym Przemku Maciołku.

Między utworami Kuba oczywiście dalej żartował, ale w jednej kwestii miał absolutną rację – nie ma w tym kraju w tej grupie wiekowej i grającego w tej stylistyce, równie sprawnego zespołu jak Poluzjanci. Pozostaje czekać na czwartą płytę i kolejne niemniej udane koncerty grupy.

(c) Julian Ludwicki