Po sukcesach płyt nagranych z Hanią Rani, wiolonczelistka Dobrawa Czocher zdecydowała się na pierwsze w pełni solowe, autorskie wydawnictwo. Album “Dreamscapes” to muzyczna podróż po krainie snów i podświadomości. W poniższej, dość osobistej rozmowie, artystka nakreśliła dokładnie jego podłoże, dzieląc się jednocześnie jego niuansami.


Mówisz, że “Dreamscapes” powstało z fascynacji ludzkim umysłem, podświadomością i snami. A czym dla Ciebie są sny?

DC: Wszystkie te elementy: umysł, podświadomość, sny, są dla mnie fascynujące z tego względu, że ciężko jest je zmierzyć czy zdefiniować. Wszyscy je posiadamy, a w zasadzie niewiele o nich wiemy. Ta wiedza cały czas oczywiście się poszerza, ale myślę, że jeszcze wiele w tej sprawie do odkrycia jest przed nami. Myślę, że sen, zapadanie w niego, to jeden z nielicznych momentów, kiedy w naturalny, bezwysiłkowy sposób łączymy się z tym, co w nas bardzo głęboko, a często z tym, czego na co dzień nie chcemy z jakichś powodów zobaczyć. Natomiast muzyka, tak uważam, jest doskonałym narzędziem, by spróbować ten niesamowity podświadomy świat zobrazować. Dlatego też podjęłam się tej próby na albumie „Dreamscapes”.

Czy zatem zawarte na niej utwory można uznać za muzyczne interpretacje Twoich marzeń sennych?

DC: Tak. Przede wszystkim te utwory, to próba opisania dźwiękiem atmosfery, jaka im towarzyszy i zrozumienia tej często abstrakcyjnej narracji, jaką w snach miewam. A idąc dalej, to oczywiście poprzez te utwory oraz interpretacje snów, zastanawiam się i stawiam sobie i słuchaczom pytanie, jak funkcjonuje podświadomość i do jakiego stopnia sen nas z nią łączy.

I to chyba Ci się udało, bo z każdym kolejnym słuchaniem tej płyty, przychodziły do mnie inne obrazy. Fabularność tej muzyki pobudza wyobraźnię. A czy do poszczególnych utworów miałaś jakieś punkty odniesienia? Wiem, że Brahms zainspirował “Lullaby”, twórczość GoGo Penguin “Voices”, a “Forgive” – Philip Glass.

DC: Dzięki. Fabularność to dobre słowo. Chyba też o to mi chodziło, dlatego ubrałam ten album w strukturę wchodzenia w ten świat i wychodzenia z niego za pomocą prologu i epilogu. “Prologue” ma symbolizować zapadanie w inny stan umysłu, natomiast “Epilogue” jest momentem wybudzenia z niego. Jeśli chodzi o punkty odniesienia, to słusznie wspomniałeś “Lullaby”, “Voices” i “Forgive” – tutaj coś konkretnego mnie zainspirowało i bardzo dokładnie pamiętam moment, kiedy ta inspiracja, czy to utworem, czy twórczością jakiegoś kompozytora przeobrażała się w utwór. Jednak patrząc bardziej ogólnie na ten album, to myślę, że punktem odniesienia jest właśnie sen / podświadomość i wszystko to, co moja wyobraźnia z tym konotuje. Uważam też, że każdy album jest swego rodzaju podsumowaniem tego, kim jesteś w momencie jego tworzenia. Czyli wszystko czego dotknęłam do momentu pisania „Dreamscapes”, było moim punktem odniesienia, stworzyło moją wrażliwość, rozumienie muzyki i tworzenia w ogóle. Wszystkie książki, które przeczytałam, utwory, które zagrałam i których słuchałam, gra w orkiestrze, zespołach kameralnych, duet z Hanią, podróże, przyjaźnie, również problemy i wyzwania, z którymi do tamtej pory się stykałam.

Wspominasz “Prologue” i “Epilogue”. O ile pierwszy wydaje się stopniowym wprowadzeniem do tego świata, to “Epilogue” odebrałem nie tylko jako wybudzenie, o którym mówisz, ale jednocześnie i swoiste pogodzenie z tym, co przeszłaś, przeżyłaś, zawierając we wszystkich utworach na płycie.

DC: Ach, to są moje ulubione momenty, kiedy ktoś interpretuje utwór zgodnie z własnymi odczuciami, a ja mogę tylko powiedzieć: tak, właśnie tak chciałam to przedstawić. Ponieważ myślę, że kluczem do rozwoju i w ogóle do życia w jakiejś swojej prawdzie jest akceptacja i pogodzenie ze wszystkim tym, co się na nas składa. Ale najpierw trzeba to poznać, spróbować zrozumieć ten złożony świat swojego własnego umysłu. Wiesz, czasem sobie myślę, że wolałabym zostawić już te osobiste przemyślenia – jak to o akceptacji – dla siebie. ale to, że przeczytałeś tę intencję po przesłuchaniu płyty i “Epilogue” jest dla mnie naprawdę niesamowite i nie mogłam sobie odmówić, by pociągnąć tę myśli dalej.


Ogromne wrażenie zrobił na mnie utwór “Prayers”, który brzmi niczym soundtrack do filmu akcji. I to wszystko w ciągu niewiele ponad 5 minut. Co kryje się za tą kompozycją?

DC: “Prayers” jest opowieścią o jednostce, która szuka sensu. Trochę taka modlitwa o zrozumienie. Znowu troszkę wejdę na ten osobisty ton, ale skoro pytasz, to z przyjemnością odpowiem. Kiedy pisałam ten utwór, miałam jedno wyobrażenie – człowieka na szczycie góry, który oszołomiony pięknem,ale też potęgą przyrody, zaczyna pytać. Wydaje mi się, że na jakimś etapie życia zastanawiamy się nad tym, co tu w ogóle robimy, po co tutaj jesteśmy i też często łączy się to z jakimś duchowym poszukiwaniem połączenia z czymś większym od nas. I to jest właśnie utwór o takim poszukiwaniu. Nie bez znaczenia jest też jego usytuowanie na płycie, właśnie zaraz przed “Epilogue”, który – jak słusznie zauważyłeś – jest formą pogodzenia się, akceptacji. Więc przy całej melancholii tej płyty uważam, że jej wydźwięk jest właśnie zabarwiony nadzieją, tą akceptacją.

Mam wrażenie, że ta płyta jest jak… terapia.

DC: Jeśli ta płyta zadziała na kogoś terapeutycznie, to będę oczywiście bardzo szczęśliwa. Tak jak wspomniałam wcześniej, to wszystko, co się na mnie składa, gdzieś w niej umieściłam. A jak na pewno zauważyłeś, dużo we mnie pytań o sens, o „ja”, o rzeczy trudne do nazwania i zdefiniowania. Super jest się dowiedzieć, że ktoś te intencje odczytuje, jednak pozostaję otwarta na nowe interpretacje. Czymkolwiek ta płyta jest dla innych, ja się na to zgadzam i po prostu bardzo mi miło, że ktoś postanowił poświęcić swój cenny czas na posłuchanie tej muzyki.

Po “Inner Symphonies”, które nagrałaś z Hanią, na której też jest sporo Twoich kompozycji, odbieram “Dreamscapes” jako Twoją pełnoprawną artystyczną deklarację i muzyczny manifest na zasadzie: “posłuchaj tego, bo taka jestem”. Wiem, że producent Niklas Paschburg ‘uorkiestrowił’ brzmienie Twojej wiolonczeli, multiplikując jej ścieżki. Zastanawiam się jednak, jak ten program grasz na żywo. To chyba wymaga co najmniej kwartetu, jeśli nie większego składu?

DC: Album „Inner Symphonies” nazwany został „symphonies” a nie „symphony” i tak od początku zdecydowałyśmy. Była to nasza wspólna wypowiedź artystyczna. W przypadku „Dreamscapes” potwierdzam, że jest to już w pełni solowy album, ale oczywiście „solowy” nigdy nie oznacza stworzony tylko i wyłącznie przeze mnie. Pracowałam nad nim z Agatą Dankowską, która nagrywała materiał, za produkcję odpowiadał właśnie Niklas Paschburg, za miks Piotr Wieczorek, za master Norman Nitzsche, za szatę graficzną Clara Schicketanz i jest jeszcze przecież moja wytwórnia Modern Recordings / BMG, która we mnie uwierzyła i ten album wydała. Ponadto współpracuję też ze wspaniałym managementem, który nad wszystkim czuwa i bardzo mi pomaga. Jak widzisz, na każde solowe dzieło pracuje sporo osób. Jestem bardzo wdzięczna, że byłam otoczona właśnie tymi osobami i na pewno też odnajdziecie Państwo ich część na tej płycie. Jeśli chodzi o wykonywanie utworów na żywo, wykorzystuję możliwości loopera. Dzięki niemu nagrywam te wszystkie ścieżki na żywo i buduję bardzo szerokie brzmienie. Praca z looperem jest dla mnie wyzwaniem i cały czas uczę się tego, co oferuje mi to urządzenie. Niektóre utwory przygotowałam w nowej odsłonie, ponieważ czasami wersja płytowa nie do końca sprawdzała się na scenie, właśnie kiedy korzystałam z loopera. Jest to więc i wyzwanie, ale też inspiracja, bodziec do odkrywania jeszcze to nowszych ścieżek.


A czy ta płyta będzie miała swój dalszy ciąg? Taką opowieść można przecież kontynuować.

DC: Dalszy ciąg, to odbiór przez słuchaczy. Kiedyś usłyszałam ciekawe zdanie, pod którym się podpisuję, że „dzieło” po jego wydaniu – czy to płyta, film czy wiersz – to własność odbiorcy. Ja już nie mam wpływu na to, jak ta muzyka będzie funkcjonować w wyobraźni słuchaczy. Oddaję im tę część siebie z nadzieją, że oni również coś swojego w muzyce odnajdą. Koncerty to też forma przedłużenia opowieści „Dreamscapes”. A jeśli pytasz o kolejne działania, to na pewno chciałabym skupić się na tworzeniu, ale na ten moment czuję, że ta fabularna część mnie, którą też notabene zauważyłeś, domaga się usłyszenia i zmaterializowania w postaci muzyki teatralnej i filmowej.

Co prowadzi do kolejnego pytania o Twoje kolejne plany muzyczne?

DC: Po trasie, którą kończę w połowie marca, w planie mam napisanie muzyki do sztuki teatralnej. Premiera będzie miała miejsce w maju w Teatrze Wybrzeże, a sztukę reżyserować będzie Jarek Tumidajski. I muszę przyznać, że po tym etapie wielu wyjazdów perspektywa powrotu do domu i skupienia się na pracy twórczej jest niezwykle budująca. Uwielbiam zanurzać się w świecie scenariusza, dramaturgii, obserwować pracę reżysera i aktorów i za pomocą dźwięków, budować ten świat razem z nimi. Wspaniała sprawa. Nie mogę się doczekać! Nadal jestem też częścią orkiestry Filharmonii w Szczecinie i przyznam, że muszę nadrobić zaległości w pracy, ponieważ przez trasę i promocję płyty, musiałam wielokrotnie prosić o zastępstwo.

Widziałem rozpiskę Twojej wiosennej trasy i są tylko dwa koncerty w Polsce.

DC: Trzy! Zagram też na festiwalu Next Fest w Poznaniu pod koniec kwietnia. Dokładna data mojego występu nie została jeszcze ogłoszona, dlatego koncert ten nie jest jeszcze na mojej stronie wpisany. Ale oczywiście będzie! Na ten moment zapraszam w kwietniu do NOSPRu w Katowicach, gdzie supportować będę Portico Quartet (nadal w to nie wierzę, dowiedziałam się o tym parę dni temu), do Poznania na Next Fest i w maju do Szczecina, gdzie wystąpię w złotej sali – w tej, w której zazwyczaj jestem częścią większej całości. Bardzo możliwe, że pojawią się też nowe koncerty w Polsce, o których na pewno będę informować.