Każdy z nas najpierw przetwarza świat głównie oczami, to fakt. Miłosz Bazarnik świadomie czy też nie, wykorzystał ten fakt szatą graficzną swojej najnowszej płyty „New Market”. Kolorowo choć tajemniczo, personalnie ale i abstrakcyjnie. Gdy przesłuchałem tę płytę to stwierdziłem, że okładka idealnie oddaje klimat tego wydawnictwa, co uważam za ogromny jego plus. Zauważyłem też, że nieczęsto muzyka idzie w parze z przeznaczoną do niej wizualizacją. Tu wszystko zagrało w punkt. 


New Market” jest zbiorem emocji i doświadczeń jakie zrodziły się w życiu lidera przez ostatnie dwa lata. Jeśli kompozycje naprawdę odzwierciedlają ten czas, to Miłosz miał ciekawy okres w swoim życiu. Wynika z tego także, że bardzo lubi ludzi i współpracę z nimi, gdyż album ten nagrany jako kwintet jest bardzo rozbudowany pod względem aranżacyjnym. Ukazał jak dla mnie dwie twarze tej płyty. Pierwsza jest dość oczywista, bo ma oczy Bazarnika, który jako ojciec tego projektu odpowiada za wszystkie kompozycje (poza „Eleanor Rigby” z repertuaru The Beatles). Przyznam szczerze, że fajną opcją byłoby bonusowe CD z zapisem samego fortepianu wszystkich tych utworów. Tak, takie są dobre. Miłosz Bazarnik nie pierwszy raz udowadnia, że ma naturę bliższą skandynawskim przestrzeniom i niezbyt inwazyjnym harmoniom, co mnie personalnie bardzo się podoba. Jednakże jako „Miłosz Bazarnik 5tet” wszystko nabiera pikanterii i bardziej wyrazistych barw dzięki gitarze Szymona Kozikowskiego oraz poprzez saksofon Krzysztofa Matejskiego. Obaj Panowie nie oszczędzają się w improwizacjach wychodząc niejednokrotnie na prowadzenie, czego dowodem jest tytułowe „New market” albo „Little blessing”. Wszystkich tych troje scala „Light Warrior”, w którym to zachodzi wyjątkowa równowaga w ich udziale. Fajnie, że w smak za nimi idzie dość oszczędna perkusja Łukasza Giergiela, która to wypada niezwykle dojrzale i co za tym idzie rozsądnie. Wpasowała się perfekcyjnie wypełniając tło nadając całości solidne podstawy. Jest jeszcze kontrabas, za który odpowiada Marek Dufek i który grzecznie idzie za przodującymi solistami, ale wcale nie jest bardzo z tyłu, co równie cieszy. 

W trzech utworach gościnnie pojawia się Stanisław Słowiński na skrzypcach. Nie da się ukryć, że wnosi on odrobinę etno i ludowizny, a co na „New Market” odnznacza się bardzo interesująco, szczególnie w „Miracle”. Jak widać jest tutaj naprawdę kolorowo, tak jak prezentuje to wspomniana okładka albumu. Bazą jest klasyczna forma mająca w sobie solidne podstawy harmonicznych melodii, które to dopieszczone są nie zawsze „grzecznymi” improwizacjami. Atutem tej płyty jest spójność, która przy tak dobranych instrumentariach nie jest znowu tak oczywista. Krawędzie są czasami ostrzejsze, ale płynnie przechodzą w zaokrąglenia tworząc wspólnie jedną bryłę. 

Ocena płyty: