Po paru latach Piotr ‘Leepeck’ Lipka powrócił z nowym krążkiem, przekornie zatytułowanym “Na mnie już czas”. Na płycie wsparli go znakomici goście: Wojtek Mazolewski, Natalia Przybysz i Anita Lipnicka. Treść tekstów dotyka wielu różnych kwestii egzystencjalnych, a o szczegółach opowiedział nam autor.

Na „Borderline” wszystkie teksty były w języku angielskim. „Na Mnie Już Czas” jest w całości po polsku. Z czego to wynika?

Z różnych względów. Język polski jest bardziej wiarygodny, bo jestem artystą polskim. Testy, które napisałem na „Borderline” powstawały pod wpływem silnych emocji i pewnej sytuacji życiowej. Jednak by lepiej wyrażać siebie w tekstach, trzeba je pisać w języku ojczystym. Stąd powrót do pisania po polsku, bo wcześniej pisałem je w zespole Bohema. Poza tym wiele osób prosiło mnie, bym wrócił do pisania w mowie ojczystej. A ponieważ moim celem jest dotarcie do jak największej liczby słuchaczy, to chciałem by mój przekaz był jak najbardziej zrozumiały. Zresztą to przełożyło się także na kompozycje i aranżacje, bo przy polskich tekstach inaczej się frazuje i akcentuje pewne rzeczy. Okazało się, że wychodzą mi inne utwory – dużo bardziej dynamiczne, niż na „Borderline”.  

Aranżacje powstały już w lockdownie. Moim zdaniem są dość pogodne, i o ile teksty są bardziej refleksyjne, to w samej muzyce tej izolacji nie słychać.

Zabrzmi to może górnolotnie, ale wydaje mi się, że przeszedłem pewną metamorfozę i dojrzałem. Na przełomie roku 2016 i 2017, kiedy wychodziła płyta „Borderline”, byłem w zamkniętym ośrodku przez 3 miesiące, gdzie walczyłem z różnymi uzależnieniami. To sporo zmieniło w moim życiu. Zacząłem inaczej postrzegać ludzi, otoczenia, a i samą muzykę. Poza tym wyprowadziłem się z miasta na wieś. To wywołało chęć pewnego rozliczenia się z przeszłością oraz pokazania nowej drogi. Stąd zresztą tytuł płyty – „Na Mnie Już Czas”. Ten zwrot kojarzy mi się nie tyle z pożegnaniem, ile ze wybraniem innej drogi, opcji. Zresztą w tekstach jest sporo odniesień do porzucenia starych rzeczy, czy nawyków na rzecz nowych.

Nawiązując do utworu „Marsjanie”, ale też do grafiki wewnątrz płyty – chciałbyś mieszkać na Marsie?

Pierwsza fraza tekstu się do tego odnosi, ale jest to oczywiście stwierdzenie ironiczne. Czytałem artykuł, że poszukiwani są ochotnicy, którzy wyraziliby chęć lotu na Marsa, a nawet osiedlenia się tam. Wydaje mi się to czymś absolutnie koszmarnym, natomiast sens tego tekstu jest taki, że chciałbym tam zamieszkać, ponieważ na Ziemi jest jeszcze gorzej… Prędzej wolałbym odbyć podróż kosmiczną.

Ten Hammond, który pobrzmiewa w „Alicji” jest prawdziwy?

Tak, Michał Marecki ma prawdziwego Hammonda u siebie w sali i tam nagrał te partie. W swoim demo zrobiłem to brzmienie z keyboarda, ale ten na płycie to już prawdziwy sound Hammonda, którego zresztą Michał dostał od Czesława Niemena, gdy grał z Natalią Niemen.

Zastanawiam się czemu utwór tytułowy nie nosi np. podtytułu „Słońce obudzi nas”?

Ten bridge z frazą „Długa droga przez las/Na mnie już czas, stanowiła zakończenie refrenu. Później chłopaki z zespołu stwierdzili na którejś próbie, że ten refren jest przez to za długi. Zasugerowali, żeby refren kończył się właśnie słowami „Słońce obudzi nas znów”, a tylko po jednym refrenie użyć frazy tytułowej. Dlatego już przy aranżowaniu piosenki pojawiła się ona tylko raz. Dzięki temu sam refren stał się bardziej nośny.

W „Lepiej nie mieć nic” jest taki dość ryzykowny wers „Czasem trzeba pić/Byle śnić, byle śnić”. Wnioskuję, że nie chodzi o wodę?

Tak, to wers traktujący o alkoholu. Troszeczkę odnoszę się tym do Agnieszki Osieckiej. To zresztą jedyny utwór na płycie, który nie jest na 4/4, tylko na 5/4. Przez to numer się nie nudzi, a i ta transowość jest dość ciekawa. 

W trzech utworach pojawiła się Anita Lipnicka, a dlaczego Natalia Przybysz jest tylko w jednym?

Z Anitą znamy się dłużej. Nagrała chórki, później dopiero konkretne partie. Z Natalią było inaczej. Trochę czasu zajęło nakłonienie jej do zaśpiewania. Rozpisała sobie te chórki w „Alicji”, zaaranżowała je i nagrała u siebie. Pierwotnie były nagrane dużo głośniej. A potem zeszła do studia do Jurka Zagórskiego i zarejestrowała już na czysto.

A kto to jest Carla?

To jest nieco zabawna historia, bo zachowaliśmy tytuł roboczy. Na tzw. rybce śpiewałem po ‘norwesku’ i właśnie z użyciem słowa „Carla”. Potem napisałem tekst, który odnosi się do radości, szczęścia i życia w ogóle. Wplotłem w niego też tę ‘anglojęzyczną’ frazę „Hepi Jestem Tu”. Miałem wątpliwości, czy to zostawiać, ale puściłem ten numer kilku osobom i wszystkie stwierdziły, że jest to fajne i powinno zostać. Tytuł jednak cały czas pozostawał ten sam. A że moja partnerka ma na imię Klara, więc uznałem to za bliskie nawiązanie (śmiech).

Do kogo zwracasz się w ”Jesteś”?

Ten utwór opowiada o długotrwałej relacji. W filmie „Zakochany bez pamięci” pada stwierdzenie: dining dead. Ciężko to jednak przetłumaczyć idealnie na język polski. Ten termin bardzo dobrze oddaje pewien etap w relacji dwojga osób, pary. Są razem, ale już nie są. Z drugiej strony nie mogą się rozstać z różnych powodów. I ta piosenka jest trochę o takim momencie. Poza tym inspirowałem się grupą Morphine, która miała w swoim dorobku utwór „The Night”, gdzie w tekście to kobieta jest tytułową nocą. W moim tekście padają słowa: „Jesteś nocą we dnie”. Pierwotnie ten utwór był wolniejszy i cięższy. Nagrałem taką wersję z pianinem, wiolonczelą i wokalem. Podobała mi się, ale zrobiliśmy też szybszą i ta weszła na płytę. Pasowała bardziej całości.

Mnie początkowo ten tekst wydawał się oswojeniem ze stanem depresji…

O, to ciekawe. Nie mam jakichkolwiek oczekiwań wobec tego, jak ludzie interpretują teksty z tej płyty. W momencie kiedy się ona ukazuje, to należy już do ludzi, którzy z nią obcują i nie masz wpływu na to, jak zostanie odebrana.

Tytułem puenty – czy Bohema to już kompletnie zamknięty temat?

Graliśmy jeden jedyny koncert po powrocie, ale to było prawie 10 lat temu. Myślę, że to temat zamknięty. Mamy inne podejście do muzyki, do pracy, więc na tym odcinku się rozstaliśmy. Nikt poza mną z członków zespołu nie zajmuje się graniem. Toteż nie ma z kim wracać. Poza tym ten zespół oparty był na młodzieńczej energii, a ta z wiekiem też nieco uleciała.