Wokalistka Joanna Dark przy pomocy kolegów jazzmanów nagrała melancholijną płytę „Osiecka/Przybora – Ale Jazz!” z tekstami legendarnej pary autorów. Nam opowiedziała, co skłoniło ją do sięgnięcia po ten repertuar, jak poznała Agnieszkę Osiecką oraz jakie podeście zastosowała w interpretacji piosenek zawartych na płycie piosenek.
Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z twórczością Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory?
Tak, kiedy byłam w liceum. Śpiewałam je podczas przeróżnych przeglądów piosenek. A z twórczością Jeremiego Przybory zetknęłam się, oglądając z mamą w telewizji Kabaret Starszych Panów.
Znam Twoją drogę artystyczną, ale nie jestem pewien, czy miałaś okazję poznać osobiście Agnieszkę Osiecką?
Poznałam ją w studiu radiowym na Malczewskiego w Warszawie. To było dawno temu. Nagrywałam wtedy z Heniem Alberem – fantastycznym gitarzystą i kompozytorem. W pewnym momencie przyszła właśnie Agnieszka Osiecka. Byłam bardzo przejęta tym spotkaniem. Henio mnie zaprezentował, a Agnieszka stwierdziła, że podaruje nam jakąś piosenkę. Nagrałam ten utwór, ale nie zawojowałam nim świata (śmiech). Później koncertowałam z piosenkami Brechta. Występowałam w klubie „Hybrydy” i postanowiłam zaprosić Agnieszkę. Po spektaklu przyszła do mnie i stwierdziła, że musimy koniecznie coś razem zrobić. Chwilę później trafiłam do musicalu „Metro” i nie wychodziłam z teatru przez 2 lata.
Pewnie dlatego ten utwór nie znalazł się w tym słynnym zbiorze „5 Oceanów” Agnieszki Osieckiej.
Tak, ponieważ nie napisała dla mnie nic na tyle słynnego, by mogło znaleźć się na tamtym wydawnictwie. Gdy Agnieszka odeszła, ze Stanów wróciła Agata Passent i bardzo się zakolegowałyśmy. Zaczęła pisać do „Twojego Stylu” i poprosiła mnie, bym zaśpiewała piosenki jej mamy na składankę firmowaną przez ten miesięcznik. Pojawiły się na niej Katarzyna Groniec i Wojtek Dmochowski, czyli moi koledzy z „Metra”.
Czym zatem kierowałaś się, dobierając utwory na płytę „Osiecka/Przybora – Ale Jazz!”?
Przede wszystkim ta płyta to owoc ‘pandemiczny’. W czasie pierwszego lockdownu pozwoliłam sobie nic nie robić i leżąc długie godziny w łóżku, zastanawiałam się, jak spożytkować ten czas i nie bać się ‘nic nierobienia’. Bardzo lubię oglądać stare programy telewizyjne, koncerty, recitale i rozmowy z artystami z dawnych lat. Pod tym względem jestem dość ‘oldschoolowa’. Zresztą uważam, że trochę za późno się urodziłam (śmiech). Oglądałam sobie to wszystko i czytałam swoje ulubione książki. To wszystko zaczęło mi się składać właśnie w taką wspomnieniową płytę. Pomyślałam: Osiecka i Przybora? Ale jazz! (śmiech). Zatęskniłam do moich kolegów jazzmanów i postanowiłam tę płytę nagrać właśnie z nimi. Zadzwoniłam do Pawła Pańty, z którym bardzo dobrze się rozumiem muzycznie – nagraliśmy już razem płytę „Bar Nostalgia” i spytałam, czy podejmie się tego projektu. Spodobał mu się pomysł. Zaczęłam więc wybierać piosenka po piosence, bazując na tych tekstach, które Osiecka i Przybora pisali, będąc parą. Ostatecznie dołączyłam do nich parę piosenek z późniejszego okresu ich twórczości tych , które najbardziej chciałam zaśpiewać. Wertowałam dzienniki z piosenkami Agnieszki Osieckiej. Tak natrafiłam na przykład na „Parę pytań”, której nie znałam wcześniej. Stwierdziłam, że będzie idealnym otwarciem tej płyty. Zaś piosenka, która kończy płytę – ”Nie mów nic”, olśniła mnie, kiedy w pandemii oglądałam ponownie wszystkie filmy Romana Polańskiego.Jej fragment usłyszałam w “Nożu w wodzie”. Zachwycił mnie i jest na płycie. To kompozycja Krzysztofa Komedy do słów Agnieszki Osieckiej.
Płyta zaczyna się dość żwawo, bo od wspomnianych „Paru pytań” i „Panienki z temperamentem”, a już od „W dziką jabłoń cię zaklęłam” robi się coraz bardziej melancholijnie. Od początku zakładałaś, że tak ta płyta będzie ułożona?
Wiem, że to nie jest wesoła płyta, ale uważam, że te kompozycje, to dzieła sztuki. A Osiecka i Przybora to artyści słowa. Nie mówię nic odkrywczego, ale tak jest. Mam nadzieję, że udało nam się to udźwignąć. Zresztą ja jestem dość balladowa, więc wolne numery bardzo mi odpowiadają.
Teksty Jeremiego Przybory spersonifikowałaś tak, że nie słychać, że są napisane dla mężczyzny.
Marek Dutkiewicz z uśmiechem powiedział, że teraz powinnam jeszcze wykonać te piosenki Przybory, które napisał, gdy Osiecka go zostawiła. On napisał wówczas kilka tekstów. Ale one są już stricte męskie.
MM: Dużo dajesz pograć panom na płycie.
Bo to świetni muzycy są – ale jazz! (śmiech).
Wiem, że szykujesz specjalny spektakl, gdzie te teksty będą czytane i okraszone wizualizacjami.
Tak, chciałabym, żeby ten repertuar zaistniał w takiej przestrzeni, jaką jest teatr. Tam jest pewna uroczystość, która się należy tej sztuce. Chciałabym, żeby ktoś, kto przyjdzie na ten spektakl, mógł zakosztować klimatu momentu, kiedy te teksty powstawały – lat 60. i atmosfery tamtych czasów, w których pisało się listy, wysyłało telegramy.
Tytułem puenty: co roku wychodzi ileś interpretacji z piosenkami Agnieszki Osieckiej. Nie masz wrażenia, że jest tego trochę za dużo i jej twórczość zwyczajnie się słuchaczom 'przeje’?
Jest tyle beznadziejnych tekstów na rynku muzycznym, że takich perełek nigdy dość!
Wiem, że koncertujesz już z tym materiałem.
Tak, jesteśmy po koncercie premierowym w „Promie Kultury” na Saskiej Kępie. Graliśmy w DK Wola. Przed nami koncert w Nowy Świat Muzyki. I ponownie w Promie Kultury 26 listopada. A co dalej – czas pokaże, bo kolejne miejsca się zgłaszają.