„Voodoo Cello” to kilkanaście coverów znanych przebojów, zaśpiewanych, zaaranżowanych, zarejestrowanych i wyprodukowanych osobiście przez Imany. Artystce towarzyszy zespół składający się jedynie z 8 wiolonczelistów.  W tych niesamowitych wersjach usłyszymy m.in. “Wonderful Life”, “The A Team” czy “Like a Prayer”.

Jak dotąd nikt nie nagrał albumu na osiem wiolonczel i jeden wokal. Czy to tylko kaprys? Bynajmniej. Smyki urzekły Imany już przed dziesięciu laty, gdy po raz pierwszy usłyszała Vitamin String Quartet w fantastycznych wykonaniach utworów innych artystów. Uznała, że do stworzenia jej najnowszego albumu w zupełności wystarczą wiolonczele z prostym akompaniamentem wokalnym. Artystka ma za sobą wiele projektów i tras koncertowych, w międzyczasie została matką i dowiedziała się, czym jest wypalenie. Dlatego zwolniła tempo i, odpoczywając, stworzyła zupełnie nowy projekt. Osiem wiolonczel daje ogrom możliwości brzmieniowych – od basów po wioliny. „Czasami ma się wrażenie, że to nie smyki, tylko instrumenty dęte albo gitary elektryczne… Grają, jakby były nawiedzone”. W swoich coverach Imany zaczarowała ten fascynujący i niedoceniany instrument, jakby odprawiła nad nimi voodoo. A ponieważ uwielbia brzmienie „Voodoo Child” Hendrixa, zatytułowała swój album „Voodoo Cello”.

Czterdziestoletnia Imany jest pewniejsza swoich sił i gotowa podjąć ryzyko. 

„Udało mi się połączyć macierzyństwo z pracą zawodową, więc nie poddam się zwątpieniu. Przyjmuję święty kobiecy ogień nie po to by dominować, lecz aby pokazać, że jest siłą, z którą trzeba się liczyć. A liczy się to, co ma sens. Nie ma takiej rzeczy, której kobieta nie mogłaby zrobić”.

Potwierdza to album “Voodoo Cello”: muzyczna podróż z udziałem ośmiu wiolonczelistów, zaśpiewana, zaaranżowana, zarejestrowana i wyprodukowana osobiście przez Imany – kobietę, która wszystko zawdzięcza własnej pracy.

„To był szalony projekt!” – przyznaje. – „Nagrywanie ośmiu identycznych instrumentów to proces bardzo złożony i trudny technicznie”.

Na płycie znalazły się utwory klasyczne, które zachwyciły artystkę przed laty, oraz takie, które zdobyły jej serce niedawno.

„Żeby cover był dobry, trzeba go posiąść jak swój własny utwór. Zaczynając pracę nad piosenką, śpiewam ją i gram na gitarze. Znajduję tonację, która mi odpowiada, zmieniam tempo i… słucham tekstu. Nie śpiewam słów, w które nie wierzę”.

W tym procesie zdarza się jej „pogłębiać” piosenki lekkie lub rozjaśniać utwory mroczniejsze i bardziej melancholijne. Magia powstaje wtedy, gdy starannie dopracowany utwór zaczyna wydawać się spontaniczny, bezpośredni i surowy, jednak nie popada w szorstkość. Jest jak naturalny kryształ, nie wymagający polerowania. Z tych składników powstaje brzmienie, które budzi radość, dotyka nas lub zaskakuje. Bezwiednie zaczynamy tańczyć, lub odpływamy w marzenia na jawie…

Album zakupicie, m.in. tutaj.