Lighthouse Family to duet, który tworzą Tunde Baiyewu i Paul Tucker. O czarno-białym duecie usłyszano, kiedy w 1996 r. jego piosenka „Lifted” została wykorzystana przez Partię Pracy w kampanii wyborczej. Uznanie zdobyli uznanie takimi utworami jak „Ocean Drive” czy „Goodbye Heartbreak”. Dwa lata później powtórzyli sukces, wydając kolejny album i przypominając się przebojami „High” i „Question of Faith”. Trzecia płyta z 2001 r. „Whatever Gets You Through The Day” przyniosła kolejna porcję sztampowych, przyjemnych dla ucha piosenek, z których „(I Wish I Know It Would Feel  To Be) Free/One” była też grana w naszych radiach.

Na pytanie, dlaczego Lighthouse Family po 18 latach powróciło do muzyki, dosyć łatwo znaleźć odpowiedź. Tego typu bezpiecznie bezbarwne granie zawsze cieszyło się popularnością w Wielkiej Brytanii, ale tylko tam. Spokojne w większości kompozycje Lighthouse Family takie właśnie są. Album „Blue Sky In Your Head” przynosi, ku zadowoleniu fanów, kontynuację klimatów obecnych wcześniej. I choć to muzyka bez wielkich ambicji, trudno oprzeć się jej urokowi. Mimo zmieniającego się świata, Lighthouse Family, przechodząc od młodzieńczego optymizmu do dojrzałej melancholii, niezłomnie przyjmuje chorobliwą pozytywność przeszłości. Swoimi tekstami, obfitującymi w pogodowe metafory o „świecie, w którym nic już nie jest prawdziwe” odnajdują hymnalny słodki punkt między agonią a ekstazą. Dyskretnie miksują najlżejsze i najłagodniejsze numery ewangelii, zajmujące się utratą i odnowieniem wiary, odkupieniem, Duchem Świętym. Tytuły takie jak „My Salvation”, „Live Again”, „Under Your Wings” and „Immortal” prawie nie ukrywają swoich zamiarów. Prawdopodobnie nie jest zdrowo pływać w tak pustej nostalgii, ale dla wielu będzie to zbawienne. Dla lubiących nowe i mocne wrażenia muzyczne może się to jednak okazać nie do zniesienia.

Na albumie trudno może szukać przebojów, za to cały materiał to rzetelna produkcja, utrzymana w powściągliwej, bardzo brytyjskiej estetyce. Ich piosenki bardzo mocno naznaczone są wpływem muzyki soul, a głos ciemnoskórego Tunde jest niemal dla niego stworzony. Chociaż nie stronią również od nawiązań do rocka, przykładem jedyny jak na razie singlowy przebój „My Salvation”. Śpiewają o zwykłych, codziennych sprawach w bardzo klasyczny i bezpretensjonalny sposób i to jest właśnie sekretem ich sukcesu. Takich wykonawców jak Lighthouse Family radio po prostu kocha. Jeśli miałbym stawiać, które z nowych piosenek prędzej czy później do niego trafią, byłyby to „Waterloo Street” oraz „Light On”.

Największą zaletą tych utworów są udane melodie, zdradzające wielki talent kompozytorski autorów.

Motywy prezentowane w „The Long Goodbye” czy „Super 8” niby nie należą do odkrywczych, ale wprowadzają szczególny nastrój. Czasem trochę przeszkadza w tym zbyt wypolerowana produkcja, odbierająca wiele z ich czaru… Ale jeśli nie drażnią was pełne przepychu aranżacje sięgnijcie po płytę Lighthouse Family. Przecież każdy z nas potrzebuje czasami czegoś odprężającego i niezobowiązującego.

Ocena płyty: