Obok twórczości Ólafura Arnaldsa trudno jest przejść obojętnie. Trudno ją też sklasyfikować gatunkowo, bo artysta konsekwentnie wymyka się konwencjom, łącząc muzykę klasyczną z elementami elektroniki, a nawet techno. Eklektyzm i innowacyjność to jego znaki rozpoznawcze, nic więc dziwnego, że cechują również jego najnowszy projekt. „re:member”, bo o nim mowa, to czwarty solowy album Islandczyka. O to, jak powstawał i co go ukształtowało mieliśmy okazję zapytać Ólafura podczas jego niedawnej wizyty we Wrocławiu, gdzie zagrał koncert w Narodowym Forum Muzyki.

A już w 2019 odwiedzi nas kolejny raz! Więcej o tym, tutaj.

www.youtube.com/watch?v=oAhO5eegMfY

Twój ostatni solowy album i najnowszy krążek „re:member” dzieli pięć lat. W tym czasie angażowałeś się w wiele różnorodnych projektów: współpracowałeś z innymi artystami, koncertowałeś na całym świecie w ramach projektu Kiasmos… Jak się czułeś ponownie pracując nad solowym materiałem i jak wpłynęły na niego te poprzednie doświadczenia?

Tworząc „re:member” chciałem wykorzystać wszystko to, czego nauczyłem się dzięki każdemu z tych projektów. Moim celem było połączenie tych doświadczeń i stworzenie z nich czegoś na kształt autoportretu, dzięki któremu mógłbym powiedzieć ludziom: To właśnie ja, a oto wszystko, czego się nauczyłem. Jeśli chodzi o Kiasmos, atmosfera na koncertach była zupełnie inna niż ta, która panuje podczas moich solowych występów. Fajnie było tego doświadczyć, zobaczyć jak publiczność tańczy, bawi się. Myślę, że to zainspirowało wiele radosnych dźwięków, które pojawiły się na „re:member”.

W innych wywiadach mówiłeś, że tytuł tej płyty oznacza stawanie się sobą na nowo. Czy jej głównym celem było więc dla Ciebie wyrażenie swojego „prawdziwego ja”? Jeśli tak, to na ile udało Ci się to osiągnąć?

Nie wydaje mi się, żeby istniało coś takiego jak „prawdziwe ja”. Chodziło mi bardziej o połączenie wszystkich części tej układanki w sensowny sposób. Nie wiem, czy to, co powstało w pełni mnie wyraża, bo nie wierzę, że istnieje tylko jedna, prawdziwa wersja samego siebie. Myślę, że tych odsłon jest wiele, a „re:member” jest odzwierciedleniem jednej z nich. Uważam, że ta płyta naprawdę trafnie mnie wyraża. Jest zapisem moich myśli, pomysłów i energii, która towarzyszyła mi, kiedy ją tworzyłem. Można powiedzieć, że jest jak fotografia.

Jak ważne jest dla Ciebie stawianie sobie wyzwań podczas tworzenia? Co było największym wyzwaniem podczas pracy nad płytą, a co przyniosło Ci najwięcej satysfakcji?

Stawianie sobie wyzwań jest konieczne, jeśli chce się stworzyć coś ponadprzeciętnego. Powiedzenie, że w imię sztuki trzeba cierpieć może i jest banalne, ale uważam, że jest w nim trochę prawdy. Nie oznacza to, że artysta musi doświadczyć zawodu miłosnego lub czegoś równie przykrego, ale nie powinien iść na łatwiznę. Trudności są niezbędne, aby osiągnąć tak zwane „flow”, stan w którym jesteś przepełniony twórczą energią. Myślę, że nie jest to możliwe bez choć odrobiny cierpienia (śmiech). W moim wypadku kluczem do sukcesu było poświęcenie się muzyce przez większość dnia.  Codziennie spędzałam w studiu od szesnastu do osiemnastu godzin, spałem niewiele i od razu wracałem do tworzenia. Taki tryb pracy może trochę namieszać człowiekowi w głowie, bo sprawia, że na pewien czas traci się kontakt z rzeczywistością… ale efekt końcowy jest tego wart, a to z kolei wpływa na poczucie satysfakcji.

…bo czasem jedna dodatkowa godzina w studiu jest tą, która decyduje o ostatecznym kształcie utworu?

Dokładnie. To ten moment, kiedy jesteś wkurzony, nic nie przychodzi Ci do głowy i masz ochotę się poddać. Myślisz sobie: Chcę już wrócić do domu. To często oznacza, że za chwilę coś się wydarzy, nastąpi przełom. W takim momencie musisz podążyć za tym uczuciem, bo ono niesie za sobą pomysły, których szukasz.

www.youtube.com/watch?v=VC6IoruvRSs

Jakie są różnice pomiędzy nagrywaniem muzyki a wykonywaniem jej przed publicznością? Które z tych doświadczeń jest cenniejsze dla Ciebie jako artysty i dlaczego?

Według mnie to dwie strony tego samego medalu. Nie potrafię ich ze sobą porównać, bo tak naprawdę tworzą jedność. Potrzebuję czasu, aby coś stworzyć i dopracować, zebrać pomysły i opracować ogólną koncepcję, ale potrzebuję także możliwości, aby móc to zaprezentować publiczności. Inaczej tworzenie muzyki nie miałoby sensu. Jeśli nikt poza mną jej nie usłyszy, to tak, jakby właściwie nie istniała. Ja traktuję te dwa elementy jako całość.

Gdybyś mógł zdecydować o tym, co poczują ludzie słuchając „re:member” i czego doświadczą podczas Twoich nadchodzących koncertów, co by to było?

Chciałbym ich zainspirować do stworzenia czegoś, w jakiś sposób ich zachwycić, a może nawet zapewnić im ucieczkę od rzeczywistości. Udany koncert to dla mnie taki, podczas którego muzycy i publiczność są sobie równi – wszyscy mają wpływ na to, jaka atmosfera panuje w sali, tworzą ją razem. Taki jest cel każdego koncertu i jeśli udaje się to osiągnąć, można uznać występ za naprawdę udany.

ENGLISH

In the last five years, between the release of your last solo album and “re:member”, you have been involved in a number of collaborative projects, you’ve been producing, touring the world with Kiasmos… How did it feel to work on your own music again and how have all those experiences influenced the final product?

It was really exciting for me to go back to my own, solo stuff. The idea behind “re:member” was taking all these collaborations and everything I’ve learned from each one and putting them all into a project, almost like a self-portrait. You learn all these different things and then you have to make one self-portrait so that you can tell people: This is me and this is everything that I’ve learned. With Kiasmos, it was really fun to go around the world and play in a different atmosphere, see people dancing, having fun. I think that affacted a lot of the positive sounds on the album.

In other interviews you said that the title of the album, “re:member”, means becoming yourself again. Would you say expressing your true self was the main goal of making the record? If so, to what extent did you manage to achieve it?

I don’t know if I can really say that there is a “true self”. Maybe it is more about thinking of all the pieces from all these different projects and putting them together is some way that makes sense. I don’t know whether that’s truly me or not because I don’t believe that there is only one version of yourself. I think there are many versions and this is one of them, built through that album. I’m very happy with the way it represents me; it represents where mind, my creative energy and my ideas where at. It’s almost like a photograph.

How important is it for you to challenge yourself creatively? What had been the most challenging and/or most rewarding part of working on “re:member”?

I really believe that you have to challenge yourself if you want to create something better than average. It’s kind of a cliché to say that you have to suffer for art, but I think, to an extent, it is true. You don’t have to go through a heartbreak or other sad experiences, but you have to challenge yourself in a way that makes it [the creative process] very difficult in order to find the so-called “flow state”, where you just flow with creativity. I don’t think you can get to that point without a little bit of suffering (laughs). I did it through very extended working hours: staying in the studio for sixteen or eighteen hours every day, sleeping a little bit and going back, thinking deeper and deeper until I got very deep into it. It can mess with you head a bit because you lose touch with reality for a while, but it’s worth it, it’s rewarding.

…because sometimes one extra hour in the studio is what it takes to come up with the perfect idea?

Exactly. It’s that point where you’re really annoyed, nothing is happening and you are about to give up; you’re trying so hard to create something and you can’t. You just think: I want to go home now. That is usually the point where something is about to happen, so you need to get to the other side of that something and you will find those ideas.

How does recording music differ from performing it live? Which of the two is more valuable for you as an artist and why?

Well, they are just two sides of the same coin. I cannot really compare them because, in a way, they are one and the same. I need the time in the studio to create the pieces and refine them, find the ideas and the concepts, but I also need to be able to perform them for people. Otherwise, they’re almost a bit pointless: if nobody’s hearing them, they never come alive. That’s why for me performing and recording are the same thing in the end.

What kind of experience would you like people to take away from listening to “re:member” and attending your upcoming concerts?

I want people to feel inspired to create something, to feel a sense of wonder or even to escape into a new world. To me, when you manage to keep everybody in the room at the same level and everybody is a part of creating the energy in that room, that’s the definition of a good concert. This is something we try to do every night, and on very good nights we manage to do it.