Twóczość PJ Mortona śledzę od dawna. Artysta zafascynował mnie wrażliwym i subtelnym podejściem do soulu. Najnowszy album w pełnej krasie prezentuje to, co w jego muzyce najlepsze. „Gumbo” to ambitna i najbardziej dojrzała płyta PJ Mortona.
Styl Mortona jawi się jako mieszanka soulu, funku oraz hip-hopu. Zamiłowanie do brzmień Motown, a w szczególności twórczności Stevie Wondera są bardzo zauważalne. „Gumbo” to również powrót do korzeni, czyli do miejsca urodzenia artysty. To właśnie w Nowym Orleanie PJ ukształtował swoje gusta muzyczne. Syn Bishopa Paul S Mortona już coraz mniej odwołuje się do dźwięków gospel, choć tematy religijne nie są mu obce („Religion”). Rozbudowane sekcje dęte nadają ekspresyjne i bogate brzmienie. Całość spajają lekki partie instrumentów smyczkowych. Głównym aututem albumu są bezpretensjonalne melodie. W swoich piosenkach porusza różne aspekty miłości, wolności, prześladowań.
Do słabych stron albumu zaliczyć należy wokal PJ. Choć łagodny i przyjemny dla ucha, to jego możliwości wokalne są dosyć ograniczone. W konsekwencji interpretacja wokalna każdej z piosenek jest przewidywalna. Jedynie w utworze zamykającym album, czyli remake’u Bee Gees „How Deep Is Your Love” prezentuje trochę falsetu. Kolejnym zarzutem jest, że spośród 10 utworów tylko 6 jest premierowych. Oprócz wyżej wspomnianego coveru, „First Began,” „Claustrophobic” oraz „Sticking To My Guns” to jedynie odświeżone wersje znanych już słuchaczom piosenek artysty.
Poprzedni album PJ Mortona „New Orleans” określiłem w swojej recenzji jako „bombonierkę z jedenastoma przepysznymi czekoladkami. Jednak jeśli chciałoby się zjeść wszystkie za jednym razem, u niektórych mogą wywołać lekkie mdłości”. Na „Gumbo” brzmienia są zdecydowanie bardziej urozmaicone, dopracowane ze smakiem i z powodzeniem mogą być często dawkowane.