Piotr Salata nagrał niedawno swój nowy album studyjny pt. “PS”. Mieliśmy przyjemność spotkania się z artystą i porozmawiania nie tylko o pracy nad płytą, ale też o stanie polskiej branży rozrywkowej oraz uczestnikach znanych programów typu talent-show. Zapraszamy do lektury wywiadu!

Jak się właściwie się zaczęło? Miałeś już w głowie konkretny plan na to, jak ta płyta ma wyglądać, co ma się na niej znaleźć, czy wszystko rodziło się w trakcie nagrywania?

Tak, założenie było trafne od samego początku, jestem całkowicie zadowolony z efektu, jaki został osiągnięty. Były chyba dwie piosenki, które wydawało mi się na początku, że będą lepiej brzmiały. Po nagraniu okazało się, że nie do końca mi pasują, dlatego nie umieściłem ich na płycie. Jestem tego zdania, że lepiej ujmować, niż dodawać. Nie chciałem, żeby ta płyta była za długa. Lepiej, żeby pozostawiała lekki niedosyt…

…by fani z niecierpliwością czekali na kolejny album. Myślisz już o tym czy jeszcze za wcześnie?

Tak, mam już kilka utworów. Ale muszę uzbierać tak ze 30-40 propozycji i dopiero dokonać selekcji.

I znowu zaprosić do współpracy jakiegoś zagranicznego wykonawcę?

Nie wiem, na razie nie mam specjalnego planu na jakiś super duet. Z Gordonem fajnie wyszło, że się to udało. To ciekawa przygoda i bardzo dobrze jest mieć takiego artystę na płycie. To jest duży zaszczyt i atrakcja dla słuchaczy. Natomiast teraz myślę, że chciałbym nagrać duet z jakąś polską wokalistką. W Polsce jest tak dużo wokalistek, że jest w czym wybierać.

Masz jakieś szczególne preferencje, konkretne nazwiska?

Ogromną atrakcją i przyjemnością dla mnie byłoby nagranie utworu z Grażyną Łobaszewską. To jest głos-gigant, to wybitna, charyzmatyczna wokalistka, która jest bardzo rozpoznawalna. Obecnie jest tyle wokalistek, których nie potrafię rozpoznać. To zjawisko dostrzegam szczególnie w muzyce popularnej, choć nie słucham jej zbyt często. Momentami mam wrażenie, że to jest ta sama osoba, a na pewno ta sama produkcja. Teraz muzyka popularna to w 80 % produkcja, wszystko można wyprodukować, ale jest gorzej, kiedy przyjdzie spotkanie na żywo na koncercie. Osobiście wolę grać koncerty niż nagrywać płytę w studiu.

Dlatego tak długo zwlekałeś z wydaniem debiutanckiej płyty? Powiedzmy wprost – nie wydałeś jej jako nastolatek.

To prawda. Ze mną jest dość dziwna historia. Już dość długo zajmuję się muzyką, wysyłałem naprawdę dużo demówek do różnych wytwórni, nie było większego zainteresowania. Nie dołowało mnie to jednak, bo wiedziałem, że wiele osób tak robi, a dziennie do każdej z wytwórni przesyłane są całe kartony demówek. Ja po prostu w pewnym momencie dałem sobie spokój, trochę odpuściłem. Stwierdziłem, że chyba nie jestem wystarczająco interesujący dla wytwórni. Doszło do mnie, że chyba nie ma sensu dobijać się już do wytwórni, żeby coś nagrać.

Aż tu nagle, po kilku latach, role się odwróciły. Jak to się stało, że wydałeś debiutancki album?

Nagrałem kiedyś demówkę z coverami, którą potem podarowałem swojemu przyjacielowi dziennikarzowi. On – bez mojej wiedzy – wysłał ją do wytwórni Universal, która odezwała się do mnie z prośba o wysłanie kilku autorskich utworów, jeśli takie mam. Wyciągnąłem z szuflady brudnopisy i nagrałem demówkę jednego utworu – “Let Me Fly”/”Czuła gra”. Wysłałem ją, spotkała się z pozytywnym odbiorem. W tym czasie Jarosław Szlagowski, szef artystyczny Universal, zaczął mnie obligować do tego, żebym wysyłał kolejne piosenki, więc to robiłem. Łącznie wysłałem ok. 20 utworów, aż pewnego dnia otrzymałem telefon z propozycją podpisania kontraktu. Jestem zdania, że wszystko jest zapisane w gwiazdach. Jestem potwierdzeniem tego, że wszystko ma swój czas. Dojrzałem wiekowo i wtedy okazało się, że mam konkretnego słuchacza, do którego kieruję tę płytę.

I w większości nie są to nastolatkowie.

Tak, to jest muzyka niekoniecznie dla nastolatków, bo oni nie są nią zainteresowani. Chociaż czasami dostaję sygnały, że młodzi ludzie odnajdują coś w tych piosenkach. Głównie są to jednak ludzie w moim wieku. Tym bardziej, że teksty w tych utworach nie zawsze są łatwe. Wiele osób w ogóle nie słucha tekstów. Są też ludzie, którzy traktują tekst wyżej od muzyki. Trzeba jednak zwrócić uwagę na te teksty, one tworzą całość. Czasem słuchając popowych kawałków mam wrażenie, że ktoś wziął gazetę i po prostu poszukał rymów… Dramat!

Teksty z Twojej płyty są bardzo głębokie, nie są łatwe.

Jest w nich czasem sporo goryczy, nie tylko radość. Jeśli już jest tekst, to niech on będzie spójny i o czymś, a nie tylko “Kocham Cię, a Ty mnie”. Tomek, który napisał teksty na “PS”, jest doświadczony życiowo i zawodowo. I właśnie tak doświadczeni słuchacze odnajdują siebie w tych tekstach. Czasem boją się czy wstydzą powiedzieć drugiej osobie o czymś, dlatego robią to poprzez tę płytę. Puścić płytę i dzięki niej puścić komuś oko.

I dopisać “PS”! Jest coś, czego nie chciałeś dopowiedzieć na płycie, nie tylko pozostawić poczucie niedosytu, ale także zasiać nutkę tajemnicy?

Tak. Ta płyta jest pewnego rodzaju niedopowiedzeniem. Muszę przyznać, że jeszcze ująłbym coś z tej płyty, żeby pozostawić większy niedosyt. Ale nie wiem, co dokładnie chciałbym odrzucić.

No, na pewno nie Gordona Haskella. *śmiech*

Nie, on musi zostać, bo jest świetną atrakcją. *śmiech* Dla mnie jest to też spełnienie marzeń. To jest straszne fajne, jak słuchasz czyichś płyt i zdajesz sobie sprawę, że to gwiazda światowego formatu, a nagle otrzymujesz szansę współpracę z nim. Niektórzy latami się o to starają i nic, a ja trochę dostałem to na wyciągnięcie ręki.

No właśnie, jak to się zaczęło? Pomyślałeś sobie po prostu, że chcesz nagrać z nim piosenkę i wysłałeś materiały, a on od razu odpisał i tyle?

Trochę tak. Dałem mu płytę, on jej odsłuchał i jakoś po miesiącu odpowiedział: “Dobra, podoba mi się, zaśpiewamy razem!”. *śmiech* Dla mnie jako dla artysty to ogromne wyróżnienie. Ludzie często pytają mnie, jak to zrobiłem. Naprawdę nie wiem. To o tyle niesamowite, ponieważ wiedziałem, że Gordon bardzo rzadko, o ile w ogóle, nie podejmuje współpracy w duetach, a tym bardziej nie zaśpiewa czyjejś piosenki.

A jednak!

Co lepsze, Gordon sam zaproponował jedną piosenkę, którą wydawca… odrzucił! *śmiech* Wtedy już byłem pewien, że nic z tego nie wyjdzie, postawiłem kropkę na współpracę z Gordonem. Żeby było śmieszniej, nagle dostaję wiadomość, że nie dość, że on to rozumie, to jeszcze z chęcią nagra ze mną nie jedną, ale dwie piosenki, a do tego napisze do niej teksty.

Jak myślisz, czym go ująłeś?

Powiedział mi szczerze, że podobają mu się te piosenki. Podoba mu się to, jak śpiewam, podobają mu się aranżacje, podoba mu się to, że ta płyta idzie w stronę jazzu. Myślę, że tym. Nie miałem innych argumentów. *śmiech*

Kiedy możemy spodziewać się trasy koncertowej?

Obecnie pracujemy nad tym, żeby zagrać koncerty promocyjne. Mamy w planach koncert w radiowej Trójce, ale może też uda się w Jedynce? Chcielibyśmy zainteresować obie rozgłośnie nową płytą. No, i dochodzą jeszcze rozgłośnie regionalne, w których jest duża siła. Wiem, że “PS” cieszy się dość sporym zainteresowaniem w rozgłośniach regionalnych. Niektóre z nich mają własne studia, w których grają koncerty na żywo. Przy okazji promocji pierwszej płyty zagrałem taki świetny koncert w Radio Rzeszów. Myślę, że poszukamy miejsc, w których można zagrać. Wtedy dotrzemy do szerszego grona odbiorców. Uwielbiam koncerty, to właśnie na nich najlepiej się czuję. Jestem zdania, że te utwory lepiej brzmią na koncertach niż na płycie. Mam nadzieję, że niedługo jakieś koncerty się pojawią i będę mógł zaprezentować materiał na żywo.

Oby się udało! Cofnijmy się teraz kilka lat wstecz, do 2002 roku. Program “Droga do Gwiazd”, który wygrałeś. Jak to wspominasz?

To był pierwszy tego typu program w polskiej telewizji i nie do końcu zdawałem sobie sprawę, jak do tego podejść. Ale Sandra Walter, która była producentką tego programu, na samym początku powiedziała, na czym to polega. Powiedziała, że nic mi nie gwarantują, bo tylko robią program i zależy im na jak największej oglądalności. A jeśli przy okazji coś sobie złapię, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Ludzie biorący udział w tego typu programach, niestety, wyobrażają sobie, że jak wezmą udział, zajmą wysoko albo w ogóle wygrają, to drzwi do kariery uchylą się przed nimi otworem.

Zazwyczaj jest kompletnie na odwrót, to przegrani robią karierę, a o wygranych nikt nie słyszy.

Dokładnie! Wynika to z tego, że ktoś myśli i spełnia się w autorskich utworach, ma na siebie pomysł. Obecnie trzeba mieć na siebie pomysł. Oczywiście, wytwórnia może wykreować kogoś, ale na ile – na jeden sezon? Jeśli jesteś jakiś, masz pomysł na siebie i pokażesz go wytwórni, zaprezentujesz się w odpowiedni sposób, to masz sporą szansę na sukces. Miałem szczęście, bo trafiłem na mądrych ludzi.

Mam nadzieję, że trafisz też na mądrych odbiorców i płyta sprzeda się w takim nakładzie, w jakim byś chciał.

Nie dziękuję, chociaż nie ukrywam, bo mam pewne obawy, jak ta płyta będzie przyjęta. To dość surowa w brzmieniu płyta. Chcieliśmy, żeby ona brzmiała na koncercie tak samo, a nawet lepiej niż na płycie. Często jest tak, że płyta jest świetna, ale idziesz na koncert i albo jest kompletnie inaczej, albo wokalista fałszuje albo leci z playbacku. Chcieliśmy, by nasz album był grany na koncertach bez żadnej ściemy. To płyta zrobiona w całości na urządzeniach analogowych, co jest obecnie rzadkością.

Prawdziwy rarytas.

Wiem, że ludzi obecnie mało to interesuje, bo jest taki natłok informacji, że ciężko jest się na czymś skupić. Ale ci, którzy interesują się tego typu muzyką, zwrócą uwagę na takie, a inne wydanie. Dzisiaj wszystko się komórkowe, muzyka puszczana jest w słuchawkach z mp3… Jak wszyscy będziemy zmierzać w ten ślepy zaułek, to będziemy wszyscy grali disco polo i będziemy podskakiwać jak małpki. Ale do czego nas to doprowadzi? Do tego, że to wszystko umrze. Dopóki są ludzie, którzy chcą słuchać muzyki analogowej, dopóty trzeba im to zapewniać.

Zwłaszcza, że w Polsce jest wielu świetnych muzyków.

Właśnie, i wokalistów też. Młodzi ludzie genialnie teraz grają, tylko nie wszyscy mają to coś. Nie chodzi nawet o siłę przebicia, co jakąś cechę charakterystyczną, którą zatrzymają przy sobie odbiorcę. Bo można być maszyną i rzemieślnikiem, ale bez duszy, tylko wtedy całe życie będziesz tylko odtwórca. Ale można być gorszym wokalistą lub instrumentalistą, ale kogoś zaintrygować. Tak jak np. Gordon, który nie śpiewa czysto, ale ma w sobie to coś, co przyciąga. Trzeba jednak tę oryginalność wyważyć. Można być oryginalnym i śpiewać na głowie, ale po co?

Tym pytaniem pozostawmy niedosyt, o którym rozmawialiśmy na początku. Dziękuję za rozmowę!

*śmiech* Dziękuję!