Recepta jest prosta – przystojny, biseksualny wokalista, dokonujący rozrachunku ze światem i samym sobą na tle chwytliwych, popowych melodii ubarwionych elektroniką. Co kawałek, to przebój – niby jest „alternatywnie”, ale jak zagrają w radiu, to spodoba się nawet ciotkom wieszającym akurat pranie. Bardzo dobre, popowe rzemiosło, które nadal znajduje miliony nabywców.

josef-salvat-night-swim-2016-2480x2480-international

Night Swim” to pierwszy album australijskiego self-made dandysa. Josef Salvat to wyrośnięty nastolatek, który lubi chłopców i dziewczynki. Mówiąc językiem marketingowców – Salvat reprezentuje pewien specyficzny „target”. Nadwrażliwe dzieciaki na skraju przepaści emocjonalnej, nie bardzo potrafiące odnaleźć się w życiu. Błąkające się z imprezy na imprezę, maskujące emocjonalną pustkę prochami, seksem i przypadkowymi znajomościami. O tym są te piosenki, odrobinę naiwne, ale tak prawdziwe, że chce się ich słuchać, chce się im wierzyć.

www.youtube.com/watch?v=X9Yv6J6Vzyw

Jak drażnić może medialna kreacja Josefa Salvata, tak nie sposób nie docenić stylu, w jakim realizuje formułę inteligentnego popu. To nic, że Australijczyk trafia pod strzechy, będąc jedynie imitacją sprawdzonych wzorców. Na „Night Swim” słychać, że wokalista zafascynowany jest ostatnimi dokonaniami artystów po drugiej stronie Pacyfiku, co mimo różnicy klas daje całkiem zgrabne efekty.

Pomiędzy stylistyką bliską The Weeknd a nieco kiczowatą, popową elektroniczną papką – tam gdzieś sytuuje się to, co robi Josef Salvat. Spod rąk Australijczyka wyszły rozmarzone i nastrojowe elektroniczne pejzaże z folkową nutką w tle. Mnie nie rzucają na kolana naiwne syntezatorowe piosenki z banalnymi refrenami, choć z pewnością znajdą się tacy, którzy uznają tę płytę za przejaw muzycznej erudycji.

Na „Night SwimJosef Salvat nie sadzi się na muzyczne nie-wiadomo-co. Łącząc zapożyczenia z przeszłości z nowoczesnością kompiluje całość, którą można uznać za inteligentny i frapujący przewodnik po najistotniejszych nurtach współczesnej muzyki pop. Jakby od niechcenia śpiewa okraszone elektroniką, niezobowiązujące, niemal „ogniskowe” piosenki. Singlowymi „Open Season”, „Constant Runners”, „Hustler” utrzymanymi w klimacie synth-popu lat 80., powalił już pół Australii.

www.youtube.com/watch?v=AXiMS5XW6kA

Josef Salvat ma ambicje zostać królem świata. Pochłonięty eksploatacją swego firmowego, neonowego romantyzmu nie dostrzega, że jest jedynie królem karaoke wyśpiewującym na zmianę repertuar Rihanny i Lany Del Rey. Co prawda udaje mu się stworzyć imponującą ścianę dźwięku przeładowaną elektrycznością i elektroniką, lecz szybko piosenki zaczynają nużyć jak podróż pociągiem i drażnić jak pisk hamulców. Salvat to idealny przykład artysty, który ponosi fiasko, usiłując nazbyt desperacko włamać się do serc słuchaczy. Można mu podarować 15 minut sławy, lecz ani sekundy dłużej.

Ocena płyty: