Trzeciego dnia Sopot Jazz Festiwal przenieśliśmy się do Sali Columbus sopockiego Hotelu Sheraton. Dobór tego luksusowego miejsca był nieprzypadkowy, ponieważ w piątkowy wieczór poznaliśmy trzy grupy zaliczające się do najwyższej klasy europejskiego jazzu.

Koncert otworzył duet doświadczonych muzyków: holenderskiego pianisty Jaspera van’t Hofa oraz węgierskiego saksofonisty Tony’ego Lakatosa. Jak w zapowiedzi wspomniał prowadzący Artur Orzech, tych dwóch panów łączy wieloletnia przyjaźń co dało się odczuć podczas ich występu. Muzycy zaprezentowali utwory z solowej twórczości van’t Hofa oraz z jego projektu Pili Pili. Koncert rozpoczęło delikatne solo Jaspera, które wprowadziło nas w świat niezwykle melodycznego jazzu. Duet przedstawił tradycyjne podejście do tegoż gatunku poprzez formę (podanie tematu – solo saksofonu – solo fortepianu – powrót do tematu), a także przez logiczną, bardzo przystępną w odbiorze grę. Utwory van’t Hofa można określić jako romantyczne ballady jazzowe, w których przepiękne i delikatne motywy muzyczne odgrywają główną rolę. Ważnym elementem była energia charyzmatycznego pianisty, który przy solówkach odrywał się od fortepianu oraz podśpiewywał na głos wygrywane melodie. Niewątpliwie był to koncert dwóch wybitnych wirtuozów swoich instrumentów.

sjf-03-001

Jako drudzy zaprezentowali się holenderscy muzycy tworzący Chambertone Trio: Jesse van Ruller (gitara), Joris Roelofs (klarnet basowy) i Clemens van der Feen (kontrabas). Tych trzech młodych instrumentalistów przedstawiło nam spokojne w brzmieniu podejście do jazzu. Gitarzystę i założyciela Chambertone Trio cechuje bardzo miękka w brzmieniu gra, jednak w kilku momentach można było wychwycić nawiązanie do klasycznych rockowych solówek poprzez użycie mocnych akordów. Na szczególną uwagę zasługuje kontrabasista Clemens van der Feen, który swoim solo zachwycił publiczość. Nie raz używał on pudła rezonansowego jako perkusji, wygrywając na nim rytm. Nie często można spotkać się z tak aktywnym kontrabasem, wysuwającym się na front zespołu. Muzycy zaprezentowali autorski repertuar, z jednym, bluesowym wyjątkiem – „Isotope” Joe Hendersona.

sjf-03-002

Zgodnie z sentencją “ostatni będą pierwszymi” występujący jako trzeci Daniel Humair Quartet dowiedli tego, że zdecydowanie warto było na nich czekać. Pierwsze dźwięki wydobyte przez grupę instrumentalistów w składzie: Daniel Humair, Emilie Parisien, Vincent Peirani oraz Bruno Chevillon, wprowadziły nas w mroczny, lekko schizofreniczny klimat, który wyznaczały dźwięki perkusji. Mimo częstych zmian tempa muzycy na scenie tworzyli jedność. Każdy z nich był indywidualistą, który z wydanym przez siebe dźwiękiem wnosił coś ze swojej muzycznej bajki. Na szczególną uwagę zasługuje tu charyzmatyczny saksofonista (Emilie Parisien), który swoje improwizacje często budował na skalach arabskich. Kompozycje kwartetu miały elementy folklorystyczne oraz wyczuwalny wpływ piosenki francuskiej. Nie były one przewidywalne, muzycy na przemian grali gęsto i prosto, co sprawiało, że publiczność była zaskakiwana warstwą aranżacyjną utworów.

sjf-03-003

Wczorajszy koncert to jazz na światowym poziomie, który z pewnością zaczarował każdego słuchacza w sopockim Sheratonie. Z niecierpliwością czekamy na dzień ostatni, który może przynieść ostateczne mocne uderzenie.