10 grudnia br. w warszawskim Palladium odbył się 27. koncert z cyklu Deutsche Bank Invites, który zagrała szwedzka wokalistka Fredrika Stahl.

Koncert rozpoczął się tytułowym singlem pochodzącym z czwartego albumu artystki – “Off to Dance“. Intrygujący wstęp zagrany na kontrabasie, Stahl grająca na keyboardzie oraz delikatne światła wprowadziły licznie zgromadzoną publiczność w niezwykły, jazzowo-soulowy klimat. Szkoda, że cały obrazek oraz świetne instrumentarium (oprócz w/w, na scenie zagrał też basista, perkusista oraz klawiszowiec) zepsuł wokal Szwedki, który momentami był bardzo nieczysty.

W kolejnych utworach z czystością śpiewania nie było lepiej. Zarówno przyjemne muzycznie “Glory” z perkusją oraz chórkiem (złożonym z pozostałych instrumentalistów znajdujących się na scenie), jak i “So High” z genialną solówką na bębnach zostało nieco zepsute przez fałszującą wokalistkę. Szkoda było głównie tego drugiego, przed zaśpiewaniem którego Stahl przywitała się z publicznością oraz przyznała, że koncert w Warszawie jest ostatnim w tym roku. Sam występ okazał się elektryzujący, a pomysł ze wspólnym, wybijającym rytm pstrykaniem Fredriki i widzów był strzałem w dziesiątkę.

Kolejne prezentacje znacznie uspokoiły klimat: “Willow” rozpoczęło się powoli, by potem nieco przyspieszyć wpadającym w ucho brzmieniem perkusji i bębnów, natomiast “A Drop in the Sea” zostało wykonane nostalgicznie i czuć było w nim paryski klimat (warto przypomnieć, że Fredrika od lat mieszka we Francji). W podobnej atmosferze słuchałem także kompozycji “Midday Moon“, opisanego przez wokalistkę jako “piosenka o braku światła”, oraz pięknego “M.O.S.W.“, w którym sekcja instrumentalna pokazała, na co ją stać. Co ciekawe, w ostatnim z utworów artystce zdarzało się nie fałszować, a moje uszy mogły na chwilę odpocząć od nieczystych dźwięków.

Przed wykonaniem trzeciej spokojnej propozycji, Stahl postanowiła rozbujać trochę publiczność, wstając i wykonując dynamiczne “She & I“, który rozpoczęła śpiewając przy akompaniamencie basu, a potem – całego kwartetu. Nieco później na scenę powróciły radosne brzmienia, a to za sprawą żywiołowego “Little Muse“. Występ, który uważam za jeden z najlepszych podczas koncertu, zdominowały bębny oraz perkusja. Całość nabrała nieco brazylijskich klimatów i rytmu samby, zwłaszcza podczas fenomenalnego bridge’a. Podczas kolejnych utworów było tylko lepiej. W “Trivial Needs” publiczność zaczęła klaskać do rytmu wybijanego przez klawiszowca, zaś “Twinkle Twinkle Little Star” wzruszyło balladową końcówką zaśpiewaną (w miarę) czysto przez Fredrikę. Nie można zapomnieć także o świetnie zagranym “Trip Me Up“, który wokalistka opisała jako “piosenkę o zazdrości między kobietami, przyjaciółmi”. Najlepszą częścią występu była solowa partia instrumentalna kwartetu oraz liryczna solówka zagrana pod koniec na klawiszach.

Ostatnim utworem wykonanym przez Stahl było żywiołowe “We Are Whole“, podczas którego wokalistka porwała wszystkich do tańca. W trakcie kulminacyjnego momentu występu, czyli bębnowo-perkusyjnego bridge’a, Fredrika dołączyła do swojego bębniarza i razem z nim wybijała rytm, do którego klaskała widownia. Wszyscy ochoczo dołączyli do tańca piosenkarki, wstając z krzeseł. Była to jedna z nielicznych prezentacji, w których (nadal) nieczysty wokal zszedł na dalszy plan. Na koniec tytuł piosenki kilkukrotnie zaśpiewali wszyscy zebrani w Palladium, a wokalistka zeszła ze sceny.

Na bis Fredrika wykonała dwa utwory: poruszającą balladę “Deep Breath Then Dive” zagraną na klawiszach oraz przyjemne “Altered Lens“. Po wręczeniu bukietów kwiatów, artystka podziękowała wszystkim za przybycie, a Deutsche Bank – za zaproszenie. Wyznała, że bardzo się cieszy, że tak odbył się jej ostatni w tym roku koncert oraz obiecała, że na pewno pojawi się w Polsce ponownie, jeżeli tylko otrzyma taką propozycję. Po dwóch godzinach wszyscy opuścili salę i udali się do szatni, w kolejce komentując w samych superlatywach cały koncert.