Keyshia-Cole-Woman-To-Woman-Standard-Deluxe-Cover

Uogólniając i nadając Pani Cole wspólny mianownik wszystkich jej artystycznych odsłon, znam ją z rudowłosych emocji do zdradzających facetów, kilku teledysków pełnych znajdowania oznak kłamstwa w męskiej marynarce, a także oznajmiania światu nie-miłości w „I Changed My Mind”. Keyshia sprzed 8-9 lat to artystka wyrazista, lepsza od cukierkowej i łagodnej wersji na płycie „Calling All Hearts”. Teraz znowu śpiewa o związkach, i jak dla mnie jest to niezwykle miły powrót do korzenia, tym bardziej, że dziewczyna zaczynała od początku nie raz – m.in. już w wieku 16 lat, mając do dyspozycji tylko wynajęty samochód  i 200 dolarów w kieszeni.

Płyta „Woman To Woman”, 5 album Amerykanki, to wbrew pozorom krążek wyśpiewany do faceta, ale z ukrytą kopią wysyłaną prosto do kobiecych odtwarzaczy i kobiecych umysłów, przeżywających podobne historie. Więcej w tych opowieściach przekazu o niespełnionej albo nieszczęśliwej relacji niż zaczepek z prośbą o śniadanie do łóżka, jak np. w „Hey, Sexy”, czy pięknego, głębokiego uczucia rodem z „Signature”. Jest to jednak z całą pewnością materiał zbliżony klimatem do debiutanckiego „The Way It Is” z 2005 roku – obie płyty oddają mocny, charakterystyczny głos piosenkarki i energię jej kobiecości, a także reprezentują dobre r’n’b, deptające delikatnie po piętach m.in. Mary J.Blige.

Traktuję więc „Woman To Woman” jako mały powrót do przeszłości. Keyshia Cole spisała się bardzo dobrze, pokazując swój dawny pazur. Nie wiem, czy zyska nowych fanów w Polsce, bo krążek nie jest przełomowy i może przejść bez echa, ale na pewno uszczęśliwi tych starych, lubiących niegdyś zbuntowaną, a dziś już dojrzałą, zadziorną dziewczynę.