Saksofonista David S. Ware na swojej najnowszej płycie przypomina słonia w składzie porcelany. I jest to słoń rozdrażniony. Ciężki, niezgrabny, masywny. A do tego jeszcze wściekle wymachujący trąbą i tłukący opętańczo cenne zastawy wokół siebie. Łoskot zdaje się nie do wytrzymania. Dźwięk, który z siebie wydobywa przypomina rozpaczliwe wołanie o pomoc.

Nawet moment chwilowego wyciszenia wydaje się na „Planetary Unknown” zupełnie obłąkany. Słoń trochę się uspokaja, ale wcześniej uderzył się w głowę, zakręciło mu się i widzi gwiazdy. Paradoksalnie, wydaje się jakby coś w tej chwili zrozumiał. Jak gdyby doszła do niego absurdalność sytuacji, w której się znajduje. Moment zdziwienia absolutnego. (Jakby po raz pierwszy spojrzał na swoje odbicie w lustrze). To jednak zaledwie strzęp świadomości. Krótki, niezrozumiały i niedefiniowalny błysk, który w oka mgnieniu gaśnie. Po chwili pozostaje już tylko nieznośnie nieuchwytny.

To rodzi kolejny atak furii i potęguje poczucie potrzasku. Zwierzę jednak jest już zbyt wolne i bezradne. Beznadziejnie wali głową w ściany. W pewnej chwili gaśnie.

David S. Ware to mistrz stylistyki free jazzowej. Razem ze swoim kwartetem (Cooper-Moore – fortepian, William Parker – bas, Muhammad Ali – perkusja), doświadczonymi muzykami sceny free nagrywa jedną z najlepszych płyt tego roku. Jeśli więc ktoś ma ochotę na spotkanie ze słoniem, to „Planetary Unknown” jest lepsze niż wizyta w zoo.

Poniżej próbka. Moment, w którym słoń zaczyna czuć pismo nosem (trąbą):