Długo nie mogłem zabrać się za napisanie czegoś o tej płycie, ponieważ ilekroć zaczynałem jej słuchać to… zasypiałem. Trochę mi głupio, bo jest to płyta niewątpliwie zacna.  Lecz żeby ją docenić trzeba trochę zwolnić, przestroić się.  Przenieść się jakby w inną czasoprzestrzeń, gdzie działają odmienne prawa.

Metheny po raz pierwszy w swojej trwającej blisko 40 lat nagrywa płytę z cudzymi utworami. Jak sam podkreśla są to piosenki, których słuchał w dzieciństwie, które ukształtowały go muzycznie, i które zawsze wybrzmiewały mu z tyłu głowy. Najbardziej znane są oczywiście „Sound of Silence” Simona & Garfunkela i „And I Love Her” Beatlesów. Na uwagę zasługują również „Cherish” grupy The Association czy bossa nova Antonio Carlosa Jobima –„The Girl from Ipanema”.

„What’s it all about” to rodzaj płyty, którą nagrywa się w pojedynkę. Bardzo osobista, wręcz intymna. W grze Metheny’ego najistotniejsza jest barwa. On nie tylko gra, on koloruje. Daje gitarowym impresjom wybrzmieć głębokim dźwiękiem. Jego niebywała wyobraźnia harmoniczna pozwala przełożyć, na przykład utwór „Sound of Silence” (w oryginale na 2 głosy i 6 strun) na 42 struny słynnej gitary Pikasso.

Jest to też płyta ładna w zupełnie tradycyjnym tego słowa znaczeniu.  I choć mogłoby się zdawać, że to kwestia dosyć pospolitej wrażliwości twórcy, to trzeba jednak odwołać takie stwierdzenie. Nawet banalna rzecz, jeśli tylko wykonana z mistrzowskim kunsztem, nabiera nowego kolorytu i staje się jakością samą w sobie.

Konkludując – jest to na pewno album o sporym potencjale komercyjnym (jak na jazz), w tym sensie, że z pewnością każdy tą muzykę zrozumie, choć może nie każdy będzie miał do niej cierpliwość.