Za panem Sealem szczególnie nie przepadałem. Wiadomo, znać trzeba, bo to już muzyk ze sporym dorobkiem, i to wcale nie najgorszym, ale do mnie jakoś nie przemawiał. Nie trafiał  w odpowiednie struny mojej wrażliwości. Informacja o nowym krążku artysty w żaden sposób nie mogła mnie zainteresować, bo też nie miałem zamiaru temu wydawnictwu poświęcać zbytniej uwagi. Nadszedł jednak taki dzień, który przytrafia się chyba każdemu melomanowi, że nie wiedziałem czego chcę posłuchać. Wtedy w moje ręce trafił krążek Soul 2. Stwierdziłem że nie mam nic do stracenia i zabrałem się do słuchania.

Nie żałuję chwil poświęconych na wsłuchiwanie się w nowe wersje klasyków gatunku. Tak, Seal  poszedł na łatwiznę, jak ktoś mógłby powiedzieć, i nagrał płytę z coverami. Nie jest to prawdą, gdyż żeby zmierzyć się z piosenkami znanymi od wielu lat, które nierzadko są gigantami, trzeba być naprawdę dobrym by brzmiało to równie dobrze jak w oryginale. spisał się na medal. Momentami nawet przerósł oryginalnych wykonawców, jak w przypadku What’s Going On. Chociaż Marvina Gaye bardzo lubię, utwór ten w nieco odświeżonej wersji i z zachrypniętym wokalem piosenkarza nabrał wyrazu. Na uwagę zasługuje też Let’s Stay Together. Tutaj praktycznie nic się nie zmieniło, i brzmienie jet niemal identyczne z tym jakie znamy z wykonania Alla Greena.

Jedyne czego brakuje temu wydawnictwu, to wokalnych popisów do, których jak, wiadomo Seal jest zdolny. Soul2 jest bardzo spokojnym, odrobinę jazzującym (Love Won’t Let Me Wait) albumem, idealnym na leniwe popołudnie, czy wieczorne bujanie w obłokach. Nie chcę przez to powiedzieć że jest to nudna płyta. Co, to to nie. Piosenkarz w niezwykle urokliwy sposób przekazuje nam piękne i, mimo iż ktoś już je kiedy wyśpiewał, prawdziwe emocje. Soul2 to bardzo dobry prezent dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z muzyką soulową. Polecam.