Natrafiłem ostatnio na płytę szwedzkiej artystki, która pomimo, że abolutnie nie jest debiutantką to wydała dopiero pierwszy album. Anna-Maria Nordström materiał na „Mod” zaczęła tworzyć w 2002 roku, ale odłożywszy go na prawie 20 lat zebrała więcej doświadczenia i muzycznych przygód. Zyskała stopień nauczyciela muzyki, a także certyffikat bostońskiego Berklee College of Music. Po drodze bardzo aktywnie udzielała się w chórze gospel, który sama dyrygowała. Tak oto od 2020 roku powrócił niezrealizowany pomysł na album. Anna-Maria dopisała kilka nowych kompozycji, niektórym z tych oczekujących dopisała szwedzki tekst i proszę bardzo, dostaliśmy zestaw jedenastu interpretacji.

Pięć utworów to instrumentalne kompozycje Nordström, z których „1140” ubarwione zostało wokalizami bez tekstu. Warto od razu zaznaczyć, ze wszystkie znajdujące się na „Mod” utwory są w pełni stworzone przez liderkę, a dodatkowo wszystkie zostały także przez nią zaaranżowane jak i wyprodukowane. Do nagrań zaprosiła siedmioro wspaniałych, którzy pomogli spełnić jej marzenie: Jonathan Kronevik (trąbka), Johan Jansson ( perkusja), Per Johansson (fortepian), Martin Olsson (bas), Magnus Sjölander (saksofon altowy), Per Nilsson ( saksofon tenorowy i sopranowy) oraz Jakob Sollerman (puzon). Wspólnie wyszedł im lekki, jazzowy album pełen klasycznych harmonii i przyjemnych melodii. 


Rozpoczynający „1140” jest najbardziej skradającym się i nieszablonowym na tej płycie. Później jest już coraz lżej i jaśniej, tak jak choćby w jakże przyjemnym „Det Outsagda”. Takim największym softem jest z pewnością „In phase”, który nie będę ukrywać jest moim ulubionym, a gdzie saksofon swoim solo przypomina nowojorski, jazzowy klimat. Właśnie dęciaki robią tutaj największa robotę. Wokal, kiedy już się pojawia to słychać, że ma w sobie więcej klasyki niż jazzu, a dość ostra barwa wokalu wybija się na pierwszy plan. Anna jest wokalistką zdecydowaną i śmiało korzysta ze swojego mocnego głosu. Bardzo wielki plus za to, że wszystko co zaśpiewała jest w ojczystym, szwedzkim języku. Przyznam, że jest to dla mnie nie lada wyzwanie, ale takie co to zamienia się w niezwykłą przygodę i wychodzi na wielki plus. Nie mogę się tylko połapać czy bardziej Nordström jest dla mnie wokalistką, czy jednak śpiewającą kompozytorka. Tak jak muzycznie i autorsko jestem bardzo zaspokojony, tak wokalnie brakuje mi większej jazzowej przestrzeni, a mniej klasycznych rozwiązań. Niemniej jednak całościowo jest ona artystą kompletną. 

Skandynawski jazz jest dość specyficzny. Dla mnie kojarzy się z ogromnymi muzycznymi przestrzeniami, często z tajemnicą i surowością, ale mamy tutaj przykład, że nie zawsze trzeba iść tą droga. „Mod” jest zaskakująco inne od jazzu, który się do mnie klei, a który określam skandynawskim. Anna-Maria Nordstrõm prezentuje płytę dla szerokiej palety odbiorców, którzy myślę, że zarówno z tej tajemniczej jak i rozrywkowej strony będą zadowoleni, a teraz idę włączyć album ponownie. Kończące „Ventrues” jest trochę filmowe, co sprawia, że mam ochotę na jeszcze raz. 

Ocena płyty: