Pamietam gdy parę lat temu dostałem płytę Ani Michałowskiej „Snów pejzaże”. Nie mogłem wtedy uwierzyć, że jazz może być tak pięknie liryczny, że można po polsku tak pięknie zaśpiewać poezję, że tak bardzo mogę się scalić z kilkoma piosenkami. Ten album jest ze mną po dziś dzień i za każdym razem gdy go włączam, to wybrzmiewa kilka dobrych dni. Czekałem na kolejne projekty Ani… czekałem… w końcu po 7 latach od pierwszego albumu Ania Michałowska powraca z „Back to the Trees”.
Pierwsza moja myśl była taka, że angielski tytuł albumu to pewnie sporo anglojęzycznych piosenek. Nieco się wystraszyłem, ale jakże pięknie rozczarowałem, gdy okazało się, że jest nim tylko tytułowy utwór. Sam nie wiem od czego zacząć tyle jest cudownych rzeczy, które warto odsłonić słuchając tej płyty. Po pierwsze klasycznie jazzowy wokal. Słychać, że jest na tym samym technicznym poziomie co Serafińska czy Gadt. Jak dla mnie te trzy nazwiska są nieustannie szczytowymi polskimi wokalami. „Back to the Trees” jest znakomitym dowodem także na to, że polska piosenka może brzmieć ambitnie, poruszająco, ale także przystępnie. Ten album pomimo, że skrupulatnie łączy jazzowe improwizacje i harmonie, to zagrany jest z lekkością i przyjemnością odbioru. Największym atutem jest zaś to, że nagrany został właśnie w większości po polsku. No i te chórki w „Gram„!!! Doskonałe!
Sygnowany jest nazwiskiem liderki, która odpowiada nie tylko za wokal, ale także za kompozycje i częściowo za teksty. W sferze muzycznej dwa razy wsparł ją Michał Iwanek, który w nagraniach odpowiada za partie fortepianu dzieląc się nimi gościnnym udziałem Agi Derlak. Zespół muzyczny składa się zatem z: Aga Derlak (fortepian, flet), Ola Trzaska (wokal), Sebastian Kuchczynski (perkusja), Andrzej Święs (bas, kontrabas), Michał Tomaszczyk (puzon), Michał Zaborski (altówka), Michał Iwanek (fortepian) i prywatnie mąż Ani, Jakub Kotynia (gitara). Warto opowiedzieć, że duet z Olą Trzaską w tytułowym utworze jest niesłychanie przejmujący. Zatrzymam się nad nich chwilę, bo jest on jednym z najciekawszych songów jaki ostatnio miałem okazję usłyszeć. Prawie sześciominutowy trzyma w skupieniu od początku do końca i to za każdym razem gdy go słucham. Wszystkie przejścia, modulacje, przenikające się drogi wokalne oraz partie Agi Derlak na klawiszu zasługują według mnie co najmniej na uznanie wszystkich jazzowych plebiscytów i tegorocznych nagród. Takiego utworu dawno nie było. Jest on nagrany z ogromną szczerością. To także jest wielka zaleta całego albumu. Zmiksowany został z zachowaniem naturalności co dopełnia piękności, która przelewa się z utworu na utwór. Rzec można, że ma on piękna duszę.
Kolejnym moim zachwytem są teksty, które opowiadają, ale nie narzucają. Mają wiele metafor, kolorów, emocji, z którymi utożsamiam się mimo woli. Niesamowity to dar, by w ten sposób napisać piosenki i to jeszcze po polsku, który nie jest tak bardzo prostym i sympatycznym językiem w muzyce. Na szczególną uwagę zasługuje „Ona”, gdzie oczarowuje skomplikowana melodia wpadająca jednocześnie do głowy i idealnie wpasowana altówka Zaborskiego (Atom String Quartet). A skoro już przy Michale jesteśmy to wszyscy czekamy na nowy album jego żony Małgorzaty Markiewicz i tak sobie pomyślałem czy duet Michałowska-Markiewicz byłby zbyt doskonały, aby się spełnił?
„Back to the Trees” jest albumem, który w moim muzycznym jestestwie zasiada w loży tych najważniejszych, najpiękniejszych, najbardziej wartościowych. Ostatnio miałem mały problem, bo zapytano mnie, które trzy płyty polskiego wokalnego jazzu są dla mnie tymi największymi. Szukałem w swoim muzycznym wnętrzu tych trzech i powiem szczerze, że ciężko było wybrać. Teraz już wiem, że jedno z tych trzech miejsc zostało właśnie obsadzone. Album Ani Michałowskiej to mistrzostwo pod wszystkimi względami jakie mogę sobie wymyślić. Możecie przy nim nawet tańczyć jeśli tylko ktoś „Ześle deszcz”. Bardzo BARDZO polecam!