Kari Sál to wokalista i autorka tekstów. W swojej twórczości porusza wiele obszarów emocjonalnych i uczuciowych. Przy współpracy z m.in. Adamem Bałdychem, stworzyła swój drugi album „Butterfly”. W poniższej rozmowie opowiedziała mi o złożoności tegoprojektu oraz o wyjątkowo osobistym wydźwięku jaki niesie ta płyta


„Butterfly” łączy klimat wijący się przez Bieszczady, San, Deltę Missisipi, Łemkowszczyznę i Islandię. Czemu więc zaśpiewałaś ją jedynie w języku angielskim?

Mam już wizytówkę w postaci pierwszej płyty „Betesda”, która w całości jest nagrana w języku polskim. „Butterfly” z założenia ma być moją międzynarodową wizytówką, stąd decyzja o wyborze angielskiego języka. Powołaliśmy razem z Adamem Bałdychem label Imaginary, który współpracuje z dystrybutorami o zasięgu międzynarodowym stąd chciałam zrobić album, który będzie zrozumiały dla ludzi z innych krajów

Jazz, brzmienie skrzypiec renesansowych, głos czerpiący z natury i indie pop. Do którego z tych kierunków Ci najbliżej?

Myślę, że jestem w procesie przytulania każdego kierunku z osobna i dopiero za jakiś czas będę mogła stwierdzić, które sprawiają, że czuję się bezpiecznie i ciepło, a które powinnam wypuścić z rąk. Obecnie fascynuje mnie tworzenie muzyki, która jest trochę takim daniem jednogarnkowym, ale z bardzo zróżnicowanymi składnikami. Dodaję do potrawy wszystko co na ten moment wydaje mi się najbliższe, później to danie zjem i zobaczę jak się przetrawi (śmiech).


Słuchając „Butterfly”, ta 'jednogarnkowość’ objawia się przede wszystkim delikatnością i lekkością, z jaką zostały wykonane/nagrane te utwory. To stało się mimowolnie, czy od początku chciałaś, by właśnie taka była ta płyta?

Tworzenie materiału „Butterfly” to był równocześnie długi proces mojej wewnętrznej przemiany. Potrzebowałam podsumować kilka lat, które z powodu depresji zostały twórczo zamrożone, ale kłębiło się tam mnóstwo niewyrzuconych z siebie doświadczeń. Podczas procesu tworzenia nie myślałam zbytnio o tym, jaka ta płyta powinna być/jaka chciałabym żeby była. Tworzyłam instynktownie. Dopiero później, kiedy zbliżałam się do kolejnego etapu – prób z zespołem, aranżacji, wizji brzmieniowej, pojawiły się przemyślenia i to rzeczywiście zostało skrupulatnie zaplanowane. Ten album jest zbiorem wielu skrajnych rzeczywistości, w których żyłam kilka lat i owszem delikatność, lekkość i melancholia górują, ponieważ w czasie kiedy płyta była rejestrowana te słowa z pewnością definiowały MNIE

Rozumiem, że tym samym chciałaś uniknąć gwałtowności muzycznej, co też w jakimś stopniu jest odzwierciedleniem procesu transformacji tytułowego motyla?

Oczywiście, chciałam by te procesy mogły dojrzewać i powoli sięgać po tę najpiękniejszą dla oczu, dorosłą postać motyla IMAGO. Tak naprawdę powstały dwie przestrzenie, których transformacja odbywała się równolegle. Ta muzyczna, która definiuje mnie jako artystkę, i ta bardzo osobista, która kształtuje mnie jako osoby/człowieka/kobietę. Najciekawsze jest to, że są sfery mojego życia, mojej twórczości, które dziś jestem w stanie przypisać do każdego ze stadiów rozwoju motyla. W niektórych jestem jeszcze leniwą poczwarką, w niektórych najbardziej ruchliwą gąsienicą, a jeszcze w innych zbliżam się do Imago. Muzycznie dziś z mojej perspektywy jestem zdecydowanie poczwarką, chociaż kiedy o tym myślę,  to nawet wydaje mi się, że jeszcze gąsienicą – najbardziej ruchliwą i poszukującą. Na miano poczwarki będę mogła pewnie liczyć za 20 lat kiedy dotrą do mnie pierwsze dojrzałe przemyślenia na temat wypracowanego przeze mnie stylu dla ostatecznego kierunku mojej muzyki. Na razie dobrze mi z tym poszukiwaniem.


A nocą rzeczywiście jesteś ćmą?

Jestem czasem nawet bardziej ćmą jak motylem (śmiech). Lubię siedzieć po nocach, noc nastraja mnie do tworzenia i to właśnie wtedy wpadam na najwięcej pomysłów. Gorzej tylko kiedy trzeba następnego dnia szybko zamienić się w motyla skowronka (śmiech).

„Butterfly” zamyka opowieść o wilku, czy raczej w tym przypadku – o wilczycy. Jak to się ma do całego procesu, o którym mówiłaś?

Jestem dziś zdecydowanie Wilczycą. Walczącą, trochę potarganą, z każdym dniem nabieram więcej sił do życia w tym pełnym ludzkich słabości lesie. Płyta „Butterfly” jest o przemianie, o transformacji i osiągnięciu pewnego etapu życia, który pozwala czerpać z niego garściami. No i kto powiedział, że motyl nie może być wilkiem? (śmiech). Mój motyl to wilczyca – pełna motylej lekkości w odniesieniu do akceptacji samej siebie i pozostawienia tego, co ciążyło daleko za sobą. Dziś mój motyl ma kły i zadziora, którego obudziły we mnie doświadczenia. Myślę, że ten utwór to drzwi do nowego etapu zarówno muzycznego, jak i człowieczego.

Będzie kontynuacja tej przemiany na kolejnej płycie?

Zdecydowanie tak

Gracie już koncerty z tym materiałem. Kiedy będzie można usłyszeć Was na żywo?

Najbliższy koncert zagramy podczas Festiwalu Nextfest w Poznaniu 18, 19, lub 20 kwietnia. Kolejny koncert zagramy 5 lipca w pięknym drewnianym kościele w miejscowości Ostrykół nieopodal Ełku. Zapraszam serdecznie!