Jeśli kontemplować o polskiej wokalistyce i wybitnych polskich głosach to absolutnie nie można pominąć Katarzyny Groniec. Jest ona nie tyle wokalistką, słowotwórczynią, dźwiękkreatorką i artystką, ale przede wszystkim świadomą przekazu jednostką wpływającą na kulturę i dziedzictwo polskiej piosenki. Niby wielkie słowa, ale mam wrażenie, że i tak są one zbyt małe na to ile Katarzyna Groniec wnosi swoją osobowością. Parę miesięcy temu wydała album „Konstelacje” i uważam, że jest to najlepszy materiał jaki nagrała po debiutanckiej, dla mnie sentymentalnej płycie „Mężczyźni” z 2000 roku. Tak uczciwie mówiąc to bardzo dawno nie słyszałem tak dobrego polskiego albumu jak ten. Bardzo dawno!


Po pierwsze jest to nareszcie płyta, która zamknięta w rozrywce daje nam porcję tekstów, które mają ogromny potencjał wyobraźni i interpretacji. Każda piosenka jest tak skrupulatnie ujętą opowieścią, że mogłaby spokojnie zostać wydrukowana i oprawiona w ramkę. Właśnie tekstowo album ten zdobywa ogromne 5/5 gwiazdek. Niezwykle szanuję, gdy pozostawia się odbiorcy co i ile wyniesie z utworu, a nie podaje wszystko na złotej tacy. W „Konstelacjach” dochodzi do tego jeszcze mnóstwo innych czynników, które sprawiają, że całość mnie osobiście tak zastrzeliła, że leżę i nie mogę przestać słuchać tego albumu. Ogromnym walorem jest melodyjność i współczesność produkcji. Chociaż dużo jest rozrywkowych klamr, to pomiędzy je wsadzono przepiękne smaczki i niespodziewajki. Gigantyczna w tym robota Tomka Waldowskiego, który odpowiada za 90% wykonawczego całokształtu jaki słychać na tym albumie. PRZEzdolny czarodziej producencki, kompozytorski i wykonawczy. Nagrał wszak klawisze, perkusję, gitary, bas… będzie łatwiej powiedzieć na czym nie zagrał. Na puzonie i smyczkach. Reszta to On. 

Rangę wydawnictwa podnosi uczestnictwo Ireny Santor w „Ku światłu”. Pani Irena ciągle to ma, tę magię w głosie. Magię i klasę. Ogromny szacunek! Swoją drogą sama kompozycja jest wyjątkowa. Najbardziej patetyczna, ale też mająca niesłychany charakter. Kosmiczna otoczka, doskonałe chórki, ciągłe przejścia harmoniczne, bogate aranżacje i ten lekko niepokojący melorecytujący wstęp z połamanymi akcentami. Mistrzostwo! Tuż za nim skrajnie inna „Ballada Evelyn McHale”, czyli historia jednego zdjęcia, które okrzyknięto „najpiękniejszym samobójstwem”. Intymna, dramatyczna relacja zamknięta w minimalistycznej postaci. Wokalnie artystka przyzwyczaiła do aktorskich zamiłowań co dobitnie spełnia także i na tej płycie. Tak na przykład „Ratunku” czy „Kto” są opowiedziane w taki sposób, że nie sposób przeoczyć nawet oddechów pomiędzy frazami. Na mnie natomiast najmocniej zadziałały „Calm down” wraz z „Na pohybel”. Są tak mocne i wciągające, że czuję jakbym znał za mało słów by ująć jak bardzo mnie poruszyły. Fajnie, że przy tylu nowościach i co rusz płynących nowych piosenkach jest jeszcze coś, co jest w stanie mnie tak mocno zauroczyć. Cudowne emocje. 

Polecam ten album wszystkim, którzy szukają w piosenkach drugiego dna i intrygujących opowieści. Jestem przekonany, że będą zachwyceni, ale także wciągnięci po uszy, z czego tak łatwo nie da się wydostać. Ja ten album słucham od ponad pół roku i nie zdarzyło mi się jeszcze przełączyć któregokolwiek z utworów, bo mi się znudził, bo już nic nowego z niego nie wycisnę… „Konstelacje” są rewolucyjnie barwne, spektakularne, magnetyzujące, a głos Katarzyny Groniec lekko surowy, zawsze opanowany, niekiedy drapieżny jest jednym z najbardziej charakterystycznych w polskiej muzyce. Muzycznie zachwyca aktualnymi trendami i co najlepsze nie jest przesadnie nakierowany na komercję. Melodie osadzają i aktywują się mimo woli. Niezwykła to moc, którą Barbara Wrońska wraz ze swoim gościnnym wokalem w tytułowym utworze pozostawiła na tym albumie. Sumując to wszystko można dojść tylko do jednego wniosku: słuchać głośno i uważnie. 

Ocena płyty: