Wojtek Mazolewski kontynuuje swoją podróż pod szyldem Yugen. Druga płyta jego zespołu, zatytułowana “Yugen 2 – Jestem” to nowi goście i jeszcze więcej urozmaiceń muzycznych. O całości przedsięwzięcia, a także istocie szeroko pojętej kultury dzisiejszych czasach, opowiedział mi w poniższej rozmowie.

Tak jak pierwsza płyta „Yugen” była dość medytacyjna i kojąca, tak „Yugen 2 – Jestem” – głównie ze względu na udział gości – wydaje mi się bliższa projektowi „Chaos pełen idei”. Czy Yugen wymagał rozbudowy, czy to naturalna kolej rzeczy?

Naturalny rozwój i kolej rzeczy. „Yugen 2 – Jestem” jest bezpośrednią kontynuacją „Yugen”. Cieszy mnie, gdy projekty się rozwijają i tak widzę tę sytuację. Gdy czuję potrzebę twórczego wyrażania się w nowy sposób, to staram się ją zrealizować najlepiej jak potrafię i korzystam ze swojego doświadczenia. Więc z jednej strony zgadzam się z Tobą, chodź to porównanie wydaje mi się dość upraszczające. Bo wspólną tych albumów są goście. Jednak muzyczne oba „Yugeny” są bliżej i są spójne. „Yugen” powstawało w pandemii. Ta płyta koresponduje z tym, co wszyscy czuliśmy w tamtym czasie. Jest próbą wykorzystania tego doświadczenia w pozytywny sposób, a także impulsem do zadawania sobie elementarnych, podstawowych pytań o jakość i sposób, w jaki możemy poprawić swoją obecność. Element filozoficzny i medytacyjny stanowią  główną część tamtej płyty. Na „Yugen 2 – Jestem” tych elementów jest znacznie więcej i są podane z większym wigorem. Przy tworzeniu „Yugen 2 – Jestem” byłem ‘uzbrojony’ w energię, którą zebraliśmy, grając koncerty z „Yugen”. Poszliśmy za ciosem tam, gdzie prowadziła nas muzyka.


Kluczowy na „Yugen 2 – Jestem” wydaje mi się udział Pań – przede wszystkim Beli Komoszyńskiej z Sorry Boys, która obok Joanny Halszki Sokołowskiej, jest tu wiodącym głosem. Co sprawiło, że spełnia ona tutaj taką rolę?

Bela i Halszka dobrze czują naszą energię. Okazało się, że Bela jest fanką płyty „Yugen”. Nie byłem tego świadom, natomiast w przestrzeni, ona była już częścią tej rodziny. Bardzo mnie to ucieszyło, bo przy drugiej płycie widziałem miejsce dla śpiewu wielogłosowego. Luźnego, naturalnego, może trochę w tradycji muzyki lat 60. i 70., gdzie się pojawiają razem męskie oraz żeńskie głosy i całe teksty są śpiewane w ten sposób.

Halszkę widziałem wielokrotnie na scenie w bardzo różnych odsłonach, co mi się spodobało. Przedstawiłem jej pomysł płyty i powiedziałem, że znalazłoby się też miejsce dla niej. W studio było wspaniale. Czuliśmy, że powstaje coś ważnego dla każdego z nas. Udało się stworzyć nową muzyczną rodzinę wielogłosową, która cieszy się muzyką i która wykonuje rockowe piosenki  otwarte na improwizację. Dzięki temu na koncertach otwierają się nam różne horyzonty muzyczne.

W nawiązaniu do muzyki lat 60. i 70., mówisz, że są to piosenki. Podobne podejście zaproponowałeś także na płycie „Philosophia”, nagranej z Johnem Porterem. Zastanawia mnie jednak, czemu muzyk z takim backgroundem jak Twój – szerokim, jazzowym, otwartym na improwizacje, zamyka to wszystko w kilkuminutowych kompozycjach?

Odwrotnie – ja właśnie otwieram te piosenki na improwizację i na zabawę z nimi. Na próbach, koncertach i w studiu. Poddaję się prowadzeniu muzyce. Na przekór temu, co mówisz, spotykam się z opiniami, że jest na tej płycie wiele „radiowych” piosenek, to mają „nie radiowe czasówki”… Nie myślałem o tym nagrywając i wiedząc to teraz, nie zmieniłbym podejścia. Muzyka musi być wolna. Nagrywając tę płytę, starałem się przywrócić spontaniczność w tworzeniu piosenek. Odrzucić reguły. Niektórych, jak się okazało nawet nie znałem (śmiech). Więc jestem zaskoczony, że pojawiła się kolejna zasada ograniczająca muzyków. Trzeba ją wyrzucić do śmieci (śmiech). Od lat staram się łamać swoje ograniczenia i granice w muzyczne, a tu pojawia się nagle cenzura czasową w radio. Kultura, w tym muzyka musi być wolna od takich ograniczeń. Pamiętajmy – „Jaka kultura dziś, taka Polska jutro”. „Yugen 2 – Jestem” to także apel o kulturę szeroko pojętą, nie tylko tę w głównym nurcie, ale przede wszystkim poza nim.

A jak doszło do tego, że „Yugen 2 – Jestem” wyprodukował Marcin Bors?

Nadawał się (śmiech). Słyszałem wiele historii na jego temat. Wiele z nich było wychwalających, ale także przestrzegających przed kontaktem z nim (śmiech). Wydawało mi się, że go nie znam i przez kilkadziesiąt ostatnich lat, które intensywnie przepracowałem, nie spotkaliśmy się. Tymczasem okazało, że w latach 90.,w czasach boomu yassowego, widywaliśmy się niejednokrotnie, a nawet nie jesteśmy pewni, czy razem nie graliśmy! Kiedy teraz go spotkałem, zobaczyłem człowieka bardzo kochającego i rozumiejącego muzykę. Marcin ma ogromną świadomość muzyczną i wie co robi.


Do dwóch utworów na płycie słowa napisał Wojciech Waglewski. To pokłosie którejś z wcześniejszych kolaboracji?

Znamy się z Wojtkiem wiele lat i niejednokrotnie razem graliśmy. Bardzo cenię zarówno jego grę, muzykę, którą tworzy, a także to, jak operuje słowami. Ucieszyłem się, gdy zgodził się napisać ze mną jeden z tekstów – do utworu „Dzwon życia”. Opowiedziałem  mu o idei – pokazałem mu refren i przedstawiłem pomysł na piosenkę. Poprosiłem go, by nadał jej ostateczną formę. Tam jest kilka części i trzeba było to dobrze poukładać. Doświadczenie Wojtka w piosenkach jest ogromne i jego pomoc okazała się bezcenna. Do tego miał wspaniały tekst do utworu „Niech nikt się nie łudzi”. Postanowiłem go wykorzystać, bo to przykład talentu Wojtka – w prostych słowach powiedzieć coś, co czuje nie jedno z nas i co jest ważne dla nas wszystkich. Bardzo mu za tę pomoc i współpracę dziękuję.

Mówisz, że „Dzwon życia” ma kilka części. Innym takim utworem jest numer niejako tytułowy „Jestem Jestem Jestem” z udziałem Szczyla. Z czego wynika taki kilkuczęściowy podział muzyczny w tych utworach?

Ta kilku częściowość wynika z tego, jak poprowadziła te utwory sama muzyka. To także odpowiedź na Twoje wcześniejsze pytanie, że zamykam się w formach piosenek. Jak widzisz – niekoniecznie (śmiech). W tych dwóch przykładach widać wyraźnie, jak dałem się ponieść muzyce. Reszta powstała równie intuicyjnie. Nie chcę, żeby ktoś mi mówił, co i jak grać… Lub że powinienem się zdecydować, czy jestem jazzmanem lub rockmanem na całe życie. Jestem wolny od tych ograniczeń. Tworzę muzykę, która jest wyrazem wolności. Chcę tworzyć muzykę ‘tu i teraz’, naznaczoną dzisiejszymi potencjałami i możliwościami. Taką, jaka ona chce być. Każdy okres, czy epoka ma swoje brzmienie i swoją energię. Staram się tę energię jak najbardziej bezpośrednio wyrażać – to jest moją nadrzędną motywację. Cała reszta jest wypadkową mojego doświadczenia, umiejętności , talentów, wad, czy przyzwyczajeń. Esencja musi być jednak szczera i naturalna. „Jestem Jestem Jestem” otwiera całą płytę – tak jak „Manifest” otwierał „Yugen”. Jest wprowadzeniem, ma wywoływać wrażenie i jednocześnie budować nastrój. To także jej kwintesencja. Mieszają się w nim najróżniejsze idee: od hipisowskiej psychodelii do samplingu, gdzie wokół jednego motywu oparte są całe utwory – zwłaszcza w hip hopie, a z drugiej strony – jest nawiązanie do muzyki repetatywnej i elektronicznej. Ja to wszystko tam słyszę i te odnośniki udało się w tym utworze zawrzeć. I na te wszystkie odwołania muzyczne wchodzi Szczyl ze swoim rapem.

Jak w ogóle doszło do współpracy ze Szczylem? Jak się poznaliście?

Spotkaliśmy się u mnie w domu. Pogadaliśmy o muzyce i życiu nad morzem. Okazało się, że jest o czym pisać i grać.

Zagraliście już parę koncertów. Za moment kolejny koncert w „Jassmine” w Warszawie, potem „Blue Note” w Poznaniu, Bassfest w Sopocie i w sierpniu – OFF- Festival w Katowicach.

Kolejne daty sukcesywnie dochodzą. Na pewno zagramy jeszcze na kilku imprezach latem a jesienią pojedziemy w  trasę. Serdecznie zapraszamy!