Kobiecy, europejski, wokalny jazz ma się bardzo dobrze. Mam nawet wrażenie, że dawno nie był tak silny. Lucy Yeghiazaryan, Yumi Ito, Gabi Hartmann, Nana Rashid… a teraz dołącza do tego fenomenalnego grona Mirna Bogdanović. Mieszkając w Niemczech pielęgnuje swoje bośniacko-słoweńskie korzenie. Wykształcenie zdobywała w wielu europejskich miastach by ostatecznie osiąść w Berlinie, gdzie ukończyła wokalistykę jazzową na Jazz Institut. Swoim czystym, spokojnym głosem oczarowała nawet samego Danilo Pereza, a jej najnowszy album jest jednym z jaśniejszych punktów wydawniczych tego roku.


Awake” miał swoją premierę 12 maja i można (należy) go znaleźć zarówno na wszystkich platformach streamingowych, jak i zdobyć w wersji CD albo winylowej. Cóż można na nim znaleźć? Jedenaście piosenek ubranych w ciekawe aranżacje. Niekiedy są one nostalgicznie pokrywające się z world music („I love”). Najczęściej są one jednak harmonicznie rozbudowane, ukazując ogromny potencjał artystyczny idący w parze ze znakomicie dopracowanymi zdolnościami („Only Child”, „May”, „On my own”). Jest także pozycja pełna przestrzennego spokoju, gdzie zachwycają instrumentalne rozwiązania („Moving on”). Innym razem znaleźć można soulowe elektro, co prowadzi do bardziej rozrywkowej ścieżki („Finding closure”). Zaznaczyć trzeba, że wszystkie piosenki są autorstwa Mirny. Prawie. Jeden utwór zna prawie każdy, a jest to cover prekursorki neo-soulu, Angie Stone. Tak. „Wish I didn’t miss you”. Tutaj muszę się na chwilę zatrzymać bo mam mały dylemat. Słuchając tego albumu zacząłem się zachwycać wokalem, muzycznymi smaczkami, aranżacjami, delikatnością odbioru… do czasu gdy tego wszystkiego nie przyćmił właśnie ten cover. Słuchając całego materiału nie umiem już wyodrębnić innych utworów, gdyż ten hit Angie Stone jest tak wielki, tak charakterystyczny i tak wpadający do głowy, że reszta dziesięciu piosenek lekko przepada. Z jednej strony Bogdanović zrobiła go fenomenalnie, z drugiej niepotrzebnie odwróciła nim uwagę od własnych kompozycji. Takie to ryzyko, gdy bierze się za covery.

Nie zmienia to faktu, że wokalnie Mirna jest fantastyczna. Śpiewa z głębią emocji, lekko, płynnie i nie boi się trudnych przejść. Bardzo doceniam klarowne frazy bez wibrato, co świadczy o trudnej sztuce samoświadomości dźwięków. Sukcesu nie byłoby bez zespołu, na czele którego stoi producent „Awake”, multiinstrumentalista Chris Hyson. Do nagrań Mirna stworzyła intrygujący zespół: Povel Widestrand (klawisze), Peter Meyer (gitary), Felix Henkelhausen (kontrabas, bas), Philip Donrbusch (perkusja), Paul Santer (ukulele), Asger Uttrup Nissen (saksofon altowy), Rothko String Quartet oraz gościnnie na syntezatorach Carl Morgen. Wydawało by się, że nie ma ekstrawaganckich instrumentów ani niespotykanych połączeń, a jednak biorąc pod uwagę aranżacje jest nader bogato, szeroko i naprawdę wciągająco. Nad każdym utworem można się zatrzymać i znaleźć fajne przejścia, delikatne solówki, a co najfajniejsze zasłuchać się w pięknym (niekiedy syrenim) śpiewie liderki. Jestem natomiast trochę rozdarty, bo chciałbym bardziej wejść w klimat autorskich kompozycji, ale znając raz usłyszaną kulminację coveru Angie Stone czekam właśnie na niego. 

Ocena płyty: