Zanim nasi ukraińscy sąsiedzi zwycięsko wrócą do swoich domów czego im z całego serca życzymy, będąc na razie naszymi gośćmi odwdzięczają się pięknie. Jednym z dowodów jest formacja KINVA i ich debiutancki album. Zespół powstał w Polsce, a składa się z muzycznego, jazzowego małżeństwa jakie tworzą perkusista Igor Hnydyn oraz pianistka i wokalistka Anastasija Litvinyuk, do których dołączył kontrabasista Roman Chraniuk. Igor i Anastasija w Ukrainie znani są bardzo dobrze, a to za sprawą współtworzonego zespołu ShockolaD. KINVA jest nieco odmiennym projektem nastawionym głównie na instrumentalizm. Sporo w nim folku i klasyki, co wzbogacone jest ciekawymi jazzowymi rozwiązaniami. 


Na debiutanckim albumie znajduje się 9 pozycji, z których cztery to interpretacja ukraińskich, tradycyjnych melodii. Znajduje się wśród nich także kolęda „Raduisia”, do której to Hnydyn doaranżował części wspólne. Każdy z tych utworów ma swoją historię. Tak choćby „Chodzież” powstało na warsztatach jazzowych w tymże mieście, „Sida” to z kolei wioska położona w Karpatach, która stała się motywem do napisania muzyki, a „Vyidy Ivanku” oraz „Anastasija” to autorskie kompozycje perkusisty, którego uważam za lidera tego projektu. Chociaż melodyjnie i klimatycznie główną rolę odgrywa klawisz, a kontrabas wzmacnia intensywność doznań, to właśnie perkusja sprawia według mnie, że materiał nabiera więcej energetycznych rumieńców i charyzmy. Nawet w jakże spokojnym „Oi Spy Dytia” ma on swoją znaczącą rolę drugoplanowego przeszkadzacza. Nie ma jednak wątpliwości, że jest to album trojga doskonale zespolonych ze sobą osobowości muzycznych, które stworzyły jedno, wspólne miejsce do jazzowej egzystencji. Fantastycznie, że postanowili się tym podzielić w czym pomógł im Jazz Forum.

Nie jest to tylko standardowy album pełen zgrabnych melodii i ciekawych improwizacji. Jest na nim wiele ciekawostek i rozwiązań, które skutecznie skupiają na sobie uwagę. Tak jest w „Dashava”, które przy ciekawie pokręconym metrum ma ciagle odważną perkusję oraz nagłe pauzy i transformacje nastroju. Na pewno każdy zwróci uwagę na partie wokali, które niby prosto głoszą swoje treści, ale jest w nich coś magicznego i czasami intrygującego. Największe jednak zaskoczenia przychodzą w ostatnim utworze, „Ivanku, Ivanku”. Ta stara, tradycyjna ukraińska pieśń nie dość, że wzbogacona okaryną (Chraniuk) oraz futujarem (Hnydyn) to jeszcze została pięknie i emocjonalnie zaśpiewana przez córkę Igora i Anastasiji, Annę. To jest właśnie ta perełka, która sprawia, że z ładnego i ciekawego albumu dostajemy płytę, nad którą spędzić można wiele godzin, dni, a w moim przypadku i tygodni. Zaletą jest także to, że nie jest to bardzo skomplikowany materiał co sprawia, że docelowo może sprawdzić się u wielu odbiorców niekoniecznie zajmujących się trudnym jazzem. Teraz czas na koncerty, które mam nadzieję będą liczne i tłumne w publiczność. Warto!

Ocena płyty: