Opowiem Wam historię. Była sobie dziewczyna, która zawsze chciała śpiewać. Zjeździła Kanadę, Stany i Europę by występować w małych klubach, pisać piosenki i pielęgnować swoją pasję. Poznawszy przyszłego męża zaciągnęła się do cyrku, gdzie można powiedzieć, że igrała ze śmiercią latając na trapezach. Rzuciwszy sztukę cyrkową spełniła marzenie i nagrała debiutancki album, na którym to udział wzięło grono muzyków posiadających Grammy. Szlachetna miłość do artyzmu szła w parze ze szlachetnością osobowości sprawiając, że oddała swoją nerkę znajomemu, potrzebującemu muzykowi. To wszytko brzmi jak scenariusz do filmu, a jest to tylko mały skrót życiorysu kanadyjki, Kari Kirkland, która 13 stycznia wydała drugi album, „If (When You Go)”.
Tak jak poprzednio sięgnęła za znane melodie, które zinterpretowała z pełnym dla nich szacunkiem. Dostajemy oto porcję 8 pop-jazz-latino kompozycji, a wśród nich „I can’t help it” (Stevie Wonder), „Fragile” (Sting), „Fix you” (Coldplay) oraz „I didn’t mean to turn you on” (Robert Palmer). Głową owego wydawnictwa podobnie jak przy pierwszym albumie Kirkland jest Shelly Berg i to on odpowiada za aranżacje, klawisze oraz wraz z Kari jest jego współproducentem. Wspólnie stworzyli porządną, dość nieabsorbującą dawkę przyjemności, której sekcja instrumentalna skupia się na klawiszach, gitarach (Dean Parks), perkusji (Peter Erskine) i harmonicznych dęciakach (Terrel Stafford, Jason Arkins, David Mason, Camilo Molina, Michael Gutierrez, Brandon Bryant). Usłyszeć można także smyczki, za które odpowiada Budapest Scoring Orchestra. Bas (Kevin Axt, Carlitos del Puerto) fantastycznie wybija się na pierwszy plan w „I can’t help it” by zaskoczyć grubym walkingiem w „Lover, you should’ve come over”. Perkusjonalia (Brian Kilgore) wprowadzają delikatny klimat blues-latino w „I didn’t mean to turn you on” i fajne jest to, że liderzy instrumentalni pozwalają sobie na wyjście poza formę z lekkimi improwizacjami i solówkami. Tak oto gitary, trąbka jak i klawisz dopełniają kompozycje oryginalnością i świeżością. W całym tym zestawieniu najbardziej wyraźny jest wokal Kari. Nie jest ona spektakularną improwizatorką, ani wirtuozką jazzową, ale ma za to piękną lekkość wykonania i wokalną uczciwość. Słychać, że czuje o czym śpiewa i robi to po swojemu za co dostaje ode mnie duże brawa. Nie sztuką bowiem kopiować, a reinterpretować i to jest wielki plus tego albumu.
Chociaż płyty coverowe najczęściej stają się muzyką tła, to ten album trochę wykracza poza tę granicę. Klarowny, spokojny wokal Kirkland nie powoduje dreszczy, ale łagodzi i wprowadza w przyjemność odbioru. Dbające o rozbudowaną energię instrumentalne solówki jak i dobrze dobrane partie dęciaków równie mocno punktują na tej kompilacji. „If (When You Go)” jest pięknie interesujące i aż sam siebie zaskakuję, bo osobiście unikam płyt z coverami. Ten album jest uczciwie i porządnie przygotowany co niesie ze sobą jeszcze jedną wartość. Uważam, że nie został on zaplanowany dla komercyjnego poklasku, a stał się środkiem wyrazu w spełnieniu wrażliwej wokalistki. Mam nadzieję i życzenie, aby następne płyty zaowocowały także autorskim materiałem, bo wtedy jeszcze lepiej będzie można poznać Kari Kirkland, a sądzę wracając do jej biografii, że naprawdę warto.