Jeśli mowa o utalentowanych i pracowitych muzykach jazzowych młodego pokolenia to nie można pominąć Stanisława Aleksandrowicza. To on stoi we współudziale sukcesu takich zespołów jak Kwaśny Deszcz, Anomalia czy Unleashed Cooperation. Po drodze nie sposób zliczyć projektów i koncertów, w których brał udział, a to dopiero początek jego aspiracji. Nie jest on muzykiem chowającym się w drugiej lini. Ambicja i kreatywność to składowe, którego go napędzają, a perkusja to środek wyrazu, w którym odnalazł wyrażanie siebie. Tak oto przystąpił do projektów sygnowanych swoim nazwiskiem nie rezygnując oczywiście z wcześniejszych dróg muzycznych. W marcu tego roku wydał niezwykłą w pomyśle suitę inspirowaną teorią względności Alberta Einsteina. Wszak nie od dziś wiadomo, że muzyka to także fizyka opisana matematycznie.
„Relativity Theory / Teoria Względności” składa się z sześciu części, które skomponował i wyprodukował Aleksandrowicz, a wykonawczo pomogli mu Maciej Kocin Kociński (saksofon), Wojciech Braszak (saksofon), Flavio Gullotta (kontrabas) i Patryk Rynkiewicz (trąbka). Stylistycznie jest bogato, ale cały materiał jest spójnie szyty tymi samymi nićmi. Od razu warto powiedzieć, że perkusja odgrywa tu znamienną rolę, a nie jest to zwyczajem nawet tam, gdzie perkusiści są liderami. Tak więc już pierwsze ukłony i brawa za konsekwencje i branie wszystkiego „na siebie”. Z drugiej strony muzycy wpasowali się tu perfekcyjnie. Dęciaki, które z natury mają większe parcie na przód są doskonale zbalansowane jeśli chodzi o klimat kompozycji. Nie ma przesady tylko zdrowe zainteresowanie i dopasowanie do konceptu kwintetu, który to figuruje w definicji formacji. Nastroje zmieniają się z lekkich poprzez zgody harmoniczne („Part I”), by dalej zasiać więcej dramaturgi i niepokoju („Part III”, „Part V”). Mnie najbardziej interesuje to co pomiędzy, a co mieści się w mniej zdefiniowanej improwizacji. Ta lśni najjaśniej w ostatniej, szóstej części, która jakby zdawała się spuentować wszystkie pozostałe. Co ciekawe, nie ma na tym albumie kulminacji, ani szczególnie nakierowanej emocjonalnie kompozycji, gdyż wszystkie rzeczywiście zgodnie tworzą jeden organizm. Słucha się go z imponującym zaangażowaniem, ale wymusza on także głębsze przeanalizowanie znalezionych rozwiązań. Te każdy słuchacz znajdzie według swojego upodobania i zapewniam, że każde rozwiązania, do których dojdzie będą prawidłowe.
Lubię gdy muzyka wymyka się z utartych schematów będąc nie tylko dobrze skrojonym projektem instrumentów, ale także emocją, która ten projekt na siebie zakłada. „Relativity Theory” Stanisława Aleksandrowicza Quintet to zdecydowanie coś więcej niż sześć utworów pięciorga wykonawców. Tak ja Einstein szukał, dociekał, sprawdzał i w końcu spełniał, tak Aleksandrowicz jest myślę na początku tej drogi i czuć, że ma w głowie galaktykę pełną muzyki, którą z pewnością się z nami podzieli. Ten pierwszy jego imienny projekt pokazuje, że jest na co czekać, a myślę że nie tylko ja będę wracać do tego albumu długo i często. Uczciwość w artyźmie nigdy się nie nudzi.