„…Celebrating the Journey nie jest podsumowaniem czy kresem. Jest jedynie przystankiem w miejscu dobrze znanym i bliskim, choć nieodwiedzanym przez lata…” – tak o swoim solowym albumie opowiada Wojciech Myrczek.
Od 7 lat ma on monopol na tytuł najlepszego jazzowego wokalisty w Polsce według czytelników Jazz Forum. Czy może On zwać się polskim Kurtem Ellingiem? Szczerze przyznam, że ma do tego spore predyspozycje. Pytanie czy je wykorzysta?
Uwielbiam minimalizm naszpikowany charyzmatycznym wokalem. Na „Celebrating the Journey” usłyszeć można tylko cztery instrumenty: fortepian (Bogusław Kaczmar), kontrabas (Michał Kapczuk), perkusję (Szymon Madej) no i oczywiście wokal. Czterej Panowie elegancko nagrali 9 utworów z bliżej, bądź dalej osadzonych standardów. O tym, że wokalnie należy się zachwycać wiadomo każdemu, kto choć raz usłyszał Myrczka. Ma On to czego w polskim, męskim jazzie brakuje. Zdrowy perfekcjonizm! Nie można mu zarzucić, że więcej jest tu techniki i „książkowego” śpiewania i właśnie to kręci mnie najbardziej. Słychać kontrolę i świadomość dźwięków ubrane w luz i dobrą zabawę. „L-O-V-E” na przykład zyskało zupełnie innego, bardziej kabaretowego refleksu co muszę przyznać, że za każdym razem gdy go słucham, to wprawia mnie w dobry humor. Intryguje mnie także „Pójdę drogą w świat daleki” wzięte z repertuaru Piotra Szczepanika, które kojarzy mi się z „Libertango” i jest to olbrzymi atut tego albumu. Także mocną stroną jest interpretacja „A Child is Born”, które instrumentalnie, a równie pięknie zrobił Avishai Cohen prawie 10 lat temu.
Wojciech Myrczek nie musi udowadniać, że jest na czele wokalnego jazzu w naszym kraju (może nawet i w Europie). Brzmi doskonale, używa głosu rozważnie ale i odważnie. Zauroczony jestem jego skatem, długimi końcówkami, feelingiem i dobrym humorem. Nie rozumiem zatem dlaczego nagrał album z coverami, które chociaż fenomenalnie zaśpiewane są nadal tylko coverami. Uważam, że stać go na dużo dużo więcej i na to też liczę. Wokalnie zbiera laury, ale artystycznie stoi w cieniu. Album ten wybrzmiewa u mnie często, ale nie skupiam się na nim tylko nucę pod nosem znane melodie robiąc szereg innych rzeczy. Czekam na dzień kiedy usiądę i poczuję, że Wojciech Myrczek jest kimś więcej niż bardzo dobrym wokalistą wykonującym cudze piosenki.