Serię MTV Unplugged nie trzeba nikomu przedstawiać. Kultowe są wydania takich gwiazd jak Mariah Carey, Erykah Badu, Lauryn Hill, Sting czy Shakira, która dostała za nią Grammy. W Polsce póki co największym sukcesem cieszyło się wydanie koncertu live Kayah, Hey oraz Kultu, którego to video zostało wydane nawet na Blu-Ray. Czas na kolejną polską artystkę, która dostąpiła zaszczytu umieszczenia w swojej dyskografii jakże prestiżowego Unplugged. Natalia Kukulska, bo o niej mowa nagrała swój koncert 21 grudnia 2021 roku w warszawskiej Scenie Relax. Zbiegło się to z 25-leciem wydania debiutanckiego albumu „Światło”, który to miał miejsce w październiku 1996 roku. Nie jest to na szczęście The Best Of, chociaż rzeczywiście nieco podsumowuje dotychczasową działalność Kukulskiej.


Na tym koncertowym albumie znalazło się 16 utworów w koniecznie akustycznych wersjach, za które odpowiada współpracujący z Natalią od czasu albumu „Ósmy PlanArchie Shevsky. Nie są to wywrócone do góry nogami aranżacje, a dość bezpieczne i skupiające się na pierwowzorach interpretacje. Ogromną robotę robią za to dęciaki, wśród których znalazł się jeden z moich ulubionych instrumentów, jakże niedoceniony przez wielu: waltornia. Ogromne uznanie za ten właśnie wybór! Drugim potężnym wabikiem by chwycić za ten album są chórki. Pamiętam jak dawno temu każdy zabiegał o Magdę Steczkowską, Agnieszkę Hekiert czy Beatę Bednarz, a dzisiaj są to dwa nazwiska, o które bije się wielu i one tu są. Ola Nowak, współtwórczyni przegenialnego duetu wokalnego Zespół Dziewczyny, oraz Kasia K8 Rościńska, o której pisać nie można by przestać. Coach, mentorka, wokalistka, artystka… wystarczy chwycić za jej album „K8 o’clock” z 2014 roku, aby przekonać się, że jest ona jedną z najlepiej śpiewających soulowych kobiet w naszym kraju (no dobra, razem z Mają Studzińską z Dezire). 

Natalia Kukulska na swoje MTV Unplugged wybrała (ku mojej radości) większość utworów z ostatnio wydanej EP „Jednogłośna”. „Bezdomni bez siebie” oraz tytułowa kompozycja mają ogromny potencjał w tychże akustycznych barwach. Do „Osobno czy razem” artystka zaprosiła charyzmatycznego Igora Herbuta. Zjawiskowo emocjonalny, z pięknie introwertyczną charyzmą zrobił z popowego hitu trochę cięższą bryłę. Odrobinę może i nie pasuje to do całości, ale zderzenie tak różnie energetycznych światów nie mogło przecież być banalne. Duetów jest więcej. „Kobieta” z udziałem Natalii Szroeder to diament. Nie sposób powiedzieć, która Natalia jest tu liderką, a która gościem, bo są fenomenalnie wpasowane w klimat i obie mają dojrzałość, której nie da się nauczyć. Uwielbiam! Jest jeszcze „Pół na pół” z Archie Shevskim, ale osoboście wolę wersję z Bartkiem Królikiem, bo ma on większą kontrolę wokalną. Niemniej Archie i Natalia budują szczery fun porywający tłumy. 


Moimi faworytami są „Decymy”, które od prawie 20 lat nadal są aktualne zarówno muzycznie jak i merytorycznie, i nieustannie przyprawiają mnie o dreszcze. Warto zwrócić uwagę na akustyczną gitarę Artura Twardowskiego dodającą całości ogromnej przestrzeni. Drugim wartym uwagi numerem jest „My”. Do dzisiaj nie mogę pojąć dlaczego nie stał się on hitem na miarę „Sexi Flexi”. Dzięki sekcji dętej zyskał tutaj jeszcze więcej światła. Tu należy wrócić do instrumentów, bo wśród ekipy znalazł się syn Kukulskiej, Jaś Dabrówka grający na marimbie i jest on naprawdę niesamowity! Ogromną dźwięczną niespodzianką jest też handpany, na których zagrał Michał Pękosz. Dobór instrumentarium do tego projektu zachwyca. Mam i trzeciego faworyta, a jest nim „W biegu”. Przyznam, że oryginał z albumu „Puls” zawsze omijałem delikatnym łukiem, bo był dla mnie zbyt dyskotekowy, ale teraz się z nim przeprosiłem. W wersji „bez prądu” jest wyśmienity! Wyrazista gitara akustyczna, tamburyn, flet poprzeczny i TE chórki. Cieszę się, że jest to kolejny singiel promującym ten album.


Piosenka światłoczuła” otwierała niegdyś drzwi do kariery Natalii Kukulskiej, a tu kończy album z jakże zacnym przytupem. Absolutnie nie jest to odcinanie kuponów, ani zamykanie dotychczasowego dorobku. Niech nie obawa się ten, kto pomyśli, że jest to zlepek starych przebojów, ani ten kto przestraszy się, że to co zna zostało zatracone nowymi wersjami. Jest to materiał spinający wszystko szlachetnym wyważeniem idącym w stronę niezależności. Wszak Kukulska od dłuższego czasu udowadnia, że idzie tam gdzie chce i jak chce. Progresywne „Halo tu ziemia”, symfoniczne „Czułe struny”, a teraz akustyczne MTV Unplugged. Zaskakuje, zadziwia i zaspokaja żądnych ambicji w polskiej rozrywce. Jesienią ma wyruszyć w akustyczną trasę koncertową i jestem pewny, że będzie to wydarzenie na miarę wcześniejszego koncertowania z Atom String Quartet. Koniecznym jest, aby wspomnieć także szatę graficzną płyty, za którą kolejny już raz u Kukulskiej odpowiada Adam Żebrowski. Geniusz! Transparentne, niebieskie opakowanie, dodatkowa książeczka pełna zdjęć i proste, minimalistyczne CD. Oszalałem! Dla takich wydawnictw warto kupować fizyczne płyty porzucając streaming. 

Ocena płyty: