Youn Sun Nah zadebiutowała teoretycznie w 1995 roku występując w musicalu, ale nie było to jej przeznaczeniem, o czym na szczęście szybko zdała sobie sprawę. Studiując muzykę na Institut National w Beauvais stwierdziła, że najbliżej jej do jazzu. W ten sposób nagrała pierwszy album wydany w roku 2001. Obecnie wydaje jedenasty, a po drodze przez te lata zdobyła nagrodę Ministra Kultury we Francji, Sejong Culture Prize w rodzimej Korei Południowej oraz jakże prestiżową niemiecką Echo Jazz Award. Niezliczone są festiwale i wydarzenia, na których ta koreańska artystka zadziwiła swoim talentem. „Waking world” wydany nakładem Warner Music ukazał się w styczniu i jest prawdziwym skarbem w dorobku Youn Sun Nah.


Co jest takiego dobrego w tym albumie? Otóż praktycznie wszystko. Zacznijmy od wokalu, który zadziwia swoją prostotą i wyważeniem jeśli chodzi o technikę. Jest w niej spokój i porządek. Nie jest to improwizacyjna fuzja dźwięków, a dokładnie zaplanowane interpretacje. To co wyróżnia ją na tle innych wokalistek jazzowych to głęboka barwa kryjąca w sobie niezwykłą potęgę emocji. Od samego początku, aż do końca można chłonąć każdą wybrzmiałą frazę. Niekiedy mam mały niedosyt i ochotę, aby dostać więcej bodźców wokalnych, ale właściwie to niedopowiedzenie jest bogatsze w odbiorze. Wokal jest doskonale wpasowany w klimat utworów. Króluje melodyjność, lekkość i jasność kompozycji. Stylem przypomina mi Madeleine Peyroux oraz Stacey Kent, ale bardziej mroczne i jeszcze bardziej doprawione rozrywkowymi rozwiązaniami. Sporo tutaj elektroniki. Beat jest chwilami nieco brudny co zbliża całość do soulu, ale wokalnie rozwiązuje się nadal na plus jazzu. To co wyróżnia tę płytę od poprzednich to fakt, że jest ona w całości premierowa. Żadnych coverów, same autorskie utwory. Pełne uznanie!


Materiał jest spójny. Większy nacisk stawiany jest na przestrzeń w aranżacji. Zachowawcze harmonie i nieskomplikowane rozwiązania odbijają się przechodząc przez wszystkie piosenki, a wokal tworzy między nimi solidny most. Emocjonalnie skupiono się na nostalgicznych wartościach. Album ten jest faworytem do wyciszenia, rozmyślania i skupienia się na chwili. Począwszy od „Bird on the ground”, które wciąga w delikatny mrok przelewający się przez wszystkie następne pozycje. Odrobinę niepokojący i cięższy od pozostałych jest „Lost Vegas”. Poza nim znajdziemy tu odniesienia do orientu („Heart of a Woman”), radiowego popu („Don’t get me wrong”) oraz etno-jazzu („I’m yours”). Gama muzycznych barw jest bardzo pastelowa i idąca w zamszowe odcienie. Osobiście są one bardzo zsynchronizowane z moimi preferencjami, co rezonuje i sprawia, że jest to dla mnie bardzo wartościowa płyta. 

Chociaż artystka nie współpracuje już z wytwórnią ACT, dla której nagrała cztery albumy i właśnie wtedy nastąpił szczyt jej jazzowej kariery, to jak dla mnie zarówno „Waking world” jak i poprzedni „Immersion” nagrane dla Warner Music są dotychczas najlepsze. Delikatna elektronika jak i bardziej rozrywkowe podejście produkcyjne, wydobywa według mnie jeszcze więcej emocji z wokalu Youn Sun. Wracam oczywiście do jakże ambitnego „Same Girl” (2010), czy też wielokrotnie nagradzanego „Lento” (2013), ale uczciwie na pierwszym miejscu stawiam ten najnowszy, który sama artystka nazywa najbardziej osobistym. Czuć, że tak właśnie jest.

Ocena płyty: