Jazz, który ostatnio najchętniej wchodzi mi do głowy to ten bardziej konsonansowy, melodyjny, ale mający szeroką gamę emocji i koniecznie improwizacyjny. Bez żadnego zatem wysiłku zanurzam się w klimat „Industrial songDark Side Trio. Nazwa formacji jako trio ma kurtuazyjne znaczenie zwracając uwagę na fundamenty, bo ostatecznie jest to sekstet firmowany bardziej jako Danylo Vinarikov Ensemble with Friends. Vinarikov to saksofonista, kompozytor, wykładowca Akademii Muzycznej w Dnieprze, który dzielnie nosi miano jednego z najbardziej obiecujących jazzmanów młodego pokolenia za naszą wschodnią granicą. Wspomniany album jest drugim w dorobku ukraińskiego artysty, na którym to współczesny jazz przeplatany jest wschodnimi i zachodnimi inspiracjami. 


Tworząc wszystkie siedem kompozycji Danylo zadbał o ciekawość formy. Nie skupił się tylko na aranżacji, która jest na tyle bogata, że niekiedy ma się wrażenie jakby był to wielki big band, a nie kameralny sześcioosobowy skład. Duża w tym zasługa Yakiva Tsvietinskyiego, który na trąbce ornamentuje i daje upust swojej muzycznej wyobraźni. Tak jest w „Anthem”, gdzie prosty rytm i rozpoznawalne części kompozycji dzięki Tsvietinskyiemu zyskują drapieżność. Saksofon również chętnie udziela się w koloraturach skacząc po dźwiękach, ale dzięki ciepłej barwie odznacza się znacznie łagodniej. Utwór ten jest zresztą najbardziej charakterystyczny. Nie jest jednak odosobniony charakterologicznie. Mnie bardzo przypadł do gustu „Ghost City”. Bardzo ciekawie połamane metrum, fajna lekka konsystencja aranżacyjna i przyjemna melodyjność. Wszystko to czego oczekuję w komercyjnej muzyce, a do takiej także zaliczyłbym obecny tutaj jazz.


Bardzo ważnym elementem całości na „Industrial song” jest perkusja i klawisz. Dmytro Lytvynenko odpowiedzialny za bębny nie ogranicza się w ekspresji. Z wielkim wyczuciem wie natomiast kiedy i w co uderzyć, aby było to jak najbardziej wskazane. Odsłuchując wiele już płyt mam wrażenie, że perkusiści nierzadko chcą albo za dużo, albo wręcz nie do końca wiedzą jak pozostawić cząstkę siebie. Tutaj sekcja rytmiczna jest idealnie zespolona z każdym utworem nie powodując tłumu. Dodatkowo wielkie brawa za solówkę w „Haiku”. Misha Lyshenko z kolei pełni rolę skrzydłowego. Odpowiada za scenerię i delikatne dopieszczanie całości nieinwazyjnymi fortepianowymi plastrami. Niełatwe to zadanie, a jakże potrzebne w uzyskaniu spójności. Równie profesjonalni w swojej roli okazali się basista Serhii Artemov oraz gitarzysta Konstantin Ivchuk. Uważam, że basu mogłoby być nieco więcej pod względem indywidualności bo jest trochę grzecznie, ale to moje subiektywne odczucie. Po prostu lubię jak mnie zaskoczy nagła zmiana harmonii, ale za to akurat odpowiadają dwa dęciaki, więc jest dobrze. 

Jazz jaki wykonuje Dark Side Trio wcale nie jest taki ciemny jak wynikałoby to z nazwy formacji. W „Anabiosis” mogą być zauważalne elementy ludowizny, co sprytnie przełamuje gitarowe solo Ivchuka. Bogactwem zachodniego, szerokiego jazzu środka może się za to poszczycić „Zeppelinstrasse”. Fajnie, że tyle dzieje się na tym albumie. Jeszcze fajniejsze jest, że Panowie są ze sobą zgodni co do nuty, pauzy i frazy. Pomimo świadomych pierwszoplanowych ról Varnikova i Tsvietinkyiego nie jest to płyta tych dwojga, a całego Ensemble. Ukłony.