Przesłuchując ostatnie nowości wydawnicze zdarzało mi się przełączać albumy po 5 minutach od włączenia. Żadnym nie byłem w stanie specjalnie się zainteresować, aż natrafiłem na „True”. Wybrzmiał dłużej niż kilka minut, co więcej, od kilku dni siedzi sobie w odtwarzaczu i ani myśli stamtąd wyjść. Trójmiejskie trio olko.m.trio. zadebiutowało w maju właśnie tym albumem. Pierwsze oklaski za to, że materiał jest autorski, drugie za to, że jest on rozbudowany do poziomu prawdziwego, długiego albumu, a trzecie za realizację i miks, bo trzeba oddać, że mało jest tak dobrze zrealizowanych płyt. „True”, czyli „Prawda”. Jakież to mądrości chcą nam przekazać i w jaki sposób?
Skład trio to Aleksandra Mularczyk na klawiszach jako liderka, Konrad Żołnierek odpowiadający za bas oraz perkusista Adam Golicki. Chociaż zarówno podstawą jak i ornamencją zajmuje się liderka, tak czasami mam wrażenie, że drugoplanowy bohater jest tutaj jaśniejszy. Mowa o basiście, który przykuwa uwagę swoimi zwinnymi improwizacjami i niekiedy wygrywa cały utwór, tak jak w „Inside”. Nie ulega jednak wątpliwości, że głównie chodzi tu o fortepian. „Contrast” jest tego dobitnym przykładem. Tu właśnie Ola pokazuje cały wachlarz swoich możliwości, a jest czego słuchać. Miło, że jazz który prezentują jest bardzo melodyjny i przejrzysty. Skupieni na interpretacji życia starają się pogodzić zarówno te słodkie jak i kwaśne jego strony. „Intense” zmienia nastrój jak niejedna życiowa sytuacja. Warto zwrócić uwagę na perkusję znacząco podbijającą dramaturgię.
Ogromnym atutem trio jest różnorodność emocji i form, które przewijają się przez album. Nie ucieka jednak porządek i spójność albumu jako jeden projekt. Ku mojej radości dużo więcej tu jazzu niż klasyki, która czasem tylko obecna jest w rozwiązaniach harmonicznych. Cieszy melodyjność i lekkość muzycznego bytu, chwilami drapieżnie przeskakując w bardziej improwizacyjny ton. Nie ma przesady i zbyt wnikliwych rozważań. olko.m.trio zabiera w swój świat zarówno wprawionych odbiorców jak i tych co to na jazzie nie muszą się znać. Niełatwa to sztuka, ale ogromna w tym zasługa fortepianu. Nie obiega szerokich skal, ale nadrabia zawirowanym pędem, nie łamie form niespodziewanymi zrywami, ale zaciekawia i łagodnie daje ponieść swoim nurtem. Mnie to bardzo pasuje. Zwłaszcza, kiedy dokoła niego śmiga wspomniany łobuziarski bas i burzliwa perkusja. Niczym trójwarstwowy koktajl, który podczas picia zaskakuje smakami wzajemnie się uzupełniając. Mnie album „True” smakuje i uważam, że to jedna z najlepszych, debiutanckich płyt tego roku.