Kontrabasista Maciej Sadowski okres pandemii wykorzystał na przygotowanie materiału, a zarazem pierwszą samodzielną produkcję. Album “i have absolutely nothing to say, so listen” to wyjątkowo uchwycona pocztówka z trudnego czasu pandemii. O szczegółach realizacji artysta opowiedział w poniższej rozmowie.

“I have absolutely nothing to say, so listen” to dość przewrotny tytuł. Niby nic nie masz do powiedzenia, a te 33 minuty brzmią, jak pamiętnik z pandemii.

Muzyka jest oczywiście uniwersalnym językiem i w tym znaczeniu moja nowa płyta mówi na pewno wiele. Nie chciałbym jednak tego przekazu ubierać w dodatkowe, moim zdaniem zbędne, nad interpretujące słowa. Proszę słuchaczy o włączenie wyobraźni oraz odczytanie moich intencji i emocji wprost z płynących z głośników dźwięków.

Pod tym względem jeszcze łatwiej będą mieli Ci, którzy znają język francuski i posłuchają, co nawija Lano Nowhere w “Believe In Nothing”.

Moim zdaniem właśnie będą mieli trudniej. Wedrze się w ten intuicyjny odbiór jakiś werbalny przekaz. Ja sam nie znam tego języka – dla mnie rap Lario to po prostu kolejny instrument. Oczywiście przetłumaczyłem sobie jego słowa – odpowiadają one klimatem całości albumu. Trudno mi jednak powiedzieć, że się z nimi utożsamiam. To dla mnie po prostu piękne, pasujące do nastroju dźwięki.

To czemu nie dodałeś ich do digipacku płyty?

Chodzi o tłumaczenia tekstu? Właśnie z tego powodu – nie mają one dla mnie znaczenia jako treści. Jeśli ktoś jednak jest ciekawy tego tekstu – można znaleźć go i w oryginale i w tłumaczeniu w lyric video, które do niego nagraliśmy.

Mówisz, że to Twój debiut producencki, ale pomagają Ci Kevin Scott Davis i BPMoore. Jak to zatem rozumieć?

Kevin i BP są producentami muzycznymi, ale na mojej płycie występują po prostu jako muzycy: Kevin jako gitarzysta i klawiszowiec, BP jako perkusista. Cały materiał wyprodukowałem całkowicie samodzielnie. Nie zmienia to faktu, że właśnie teraz z Benem współprodukujemy materiał, który ukarze się w przyszłym roku. To bardzo fascynująca współpraca!

Wsparło Cię łącznie aż 13 muzyków na tej płycie i jak sam twierdzisz, ten materiał jest prawie niemożliwy do zagrania na żywo. Dlaczego? Moim zdaniem w warunkach np. studia radiowego spokojnie moglibyście to zagrać live.

Tak, w wymarzonych warunkach nieograniczonych środków finansowych – taki występ byłby możliwy. Byłoby jednak potrzeba więcej, niż 13 muzyków: ścieżki w większości utworów są zwielokrotniane – na przykład w smyczkach. Musiałby być to naprawdę duży, na dodatek międzynarodowy zespół.

A czym preparowane są ‘drony’ w “Ladybug Drones”?

To jest żywy instrument: elektryczna wiolonczela z efektami, nagrana przez Krzyśka Pawłowskiego z NeoQuarteT również w kilkunastu ścieżkach.

Rozumiem, że “You Will Never Walk Alone” odnosi się do zeszłorocznych jesiennych protestów?

Tak. Niepokój na ulicach, poczucie zagrożenia i opresji – to były doświadczenia, które mi, jak i wielu z nas łączą się ze wspomnieniami z czasu pandemii.

I rzeczywiście nie piekłeś chleba w trakcie pandemii?

Po pierwsze: nie jestem głównym piekarzem w domu. Po drugie: mamy w pobliżu najlepszą tradycyjną piekarnię na świecie. Po trzecie: upiekłem za to omawianą płytę (śmiech).

Niejedyną zresztą w tym roku, bo razem z Tomkiem Koperem i Dawidem Lipką nagraliście pod szyldem Bizzare Penguin dość odjechaną płytę “Acido Domingo”. Rozumiem, że to była swoista odskocznia od płyty solowej?

Tak, to zupełnie inna produkcja – spontaniczna, szalona, improwizowana. Mogłem tu pokazać moją zupełnie inną twarz. Muszę jednak uczciwie podkreślić, że nie jestem głównym kołem napędowym tej machiny – to przede wszystkim pomysł trębacza Dawida Lipki. Jestem jednak tego zwariowanego tworu wydawcą.

Znając Twoją muzyczną płodność, zakładam, że oprócz pracy z Benem, szykujesz coś jeszcze?

W tej chwili skupiam się głównie na drugiej płycie LowBow oraz na otwartych projektach, związanych z muzyką filmową. Na pewno zabierzemy się za tradycyjne coroczne improwizacje z Gdańsk Necropolitan Orchestra. W szufladzie na wydanie czeka także gotowy, gorrący materiał zespołu Ńoko.

fot. Jakub Bodys