Pianista Ignacy Wiśniewski uraczył nas wyjątkową płytą „DUOS”. Zarejestrowana przy udziale m.in. muzyków grupy Łoskot, prezentuje dość radykalny, acz intuicyjny zapis muzyki improwizowanej. Efekt zaskakuje, ale i nie odrzuca. O tym, jak wyglądały okoliczności powstania tego projektu i o jego dalszych losach opowiedział sam lider.

„DUOS” to bezwzględny zapis chwili. Miałeś jakiekolwiek założenie odnośnie tej płyty i tego składu?

Podoba mi się zwrot „bezwzględny zapis chwili”. Tak rzeczywiście było. Żadnych powtórek, żadnych poprawek, żadnych upiększeń. Korzystałem z talentów i doświadczenia moich muzycznych partnerów. Co do składu, to z jednej strony szukałem różnorodnych brzmień – stąd instrumenty i głos, które są od siebie wzajemnie bardzo różne. A drugim założeniem było spotkanie się z całą czwórką po raz pierwszy w studio. Nigdy wcześniej z nimi nie nagrywałem.

No właśnie, mamy tu połowę Łoskotu w postaci Ola i Mikołaja oraz Michała i Marcina. Czymś jeszcze kierowałeś się poza doświadczeniem, zapraszając ich do nagrania tej płyty?

Z jednej strony lista była krótka – to właśnie z nimi chciałem nagrać. Z drugiej zaś moje życzenie zagrania z tymi muzykami wiązało się z samymi znakami zapytania. Myślałem, czy Olo (Walicki – przyp. MM) przyniesie do studia całą podłogę elektroniki – nie przyniósł. Myślałem, że Michał (Bryndal – przyp. MM) przywiezie wielki zestaw w stylu r’n’b – przywiózł trzy małe werble i kilka blach do pieczenia (dosłownie). Co do Marcina (Januszkiewicza – przyp.MM) nie miałem konkretnych oczekiwań i może dlatego przerósł moje wyobrażenie. Z całą pewnością nie jest kojarzony z free jazzem. Ale po całym nagraniu, to on był przepełniony euforią, twierdząc, że to świetne uczucie i nie miał nigdy wcześniej okazji na tak swobodne improwizowanie. A przecież poradził sobie wyśmienicie. Co tam poradził – wyznaczył bardzo oryginalne nowe ścieżki. Dla mnie to polski Bobby Mcferrin. Chociaż rozśmieszył mnie komentarz Mikołaja po wysłuchaniu Marcina: „No bardzo ciekawe i takie klasyczne” – najwyraźnie Trzaska sięga jeszcze dalej.

To poniekąd swoisty 'czarny koń’ tej płyty. Jego frazowanie, a przede wszystkim wysoka barwa momentami, przypomina… Urszulę Dudziak.

No tak też się może kojarzyć. Dla mnie jest on dużo swobodniejszy, mniej jazzowy, dlatego wpisuje się bardziej w nurt swobodnej improwizacji, niż jazzu jako takiego. Ten element też uważam za ważny w doborze osób i planowaniu tego albumu. Nie chciałem iść w stronę muzyki jazzowej, a raczej współczesnej muzyki improwizowanej. Jak zapytasz każdego z nich, to żaden nie powie o sobie, że jest jazzmanem i to się świetnie sprawdziło.

A czy ten projekt nie jest też wynikiem chęci realizacji poza trio?

To oczywiste. Agata Duda-Gracz powiedziała kiedyś przy okazji wspólnej pracy, że każda jej kolejna sztuka teatralna zaczyna się w miejscu, gdzie skończyła poprzednia. Ja mam to samo wrażenie i jestem pewny, że kolejne spotkania w trio, będzie wzbogacone o doświadczenie z płyty „DUOS” i wszystkie przemyślenia, które teraz przechodzę.

I właśnie o te przemyślenia Cię chciałem zapytać. Wszak „DUOS” to większy skład i co za tym idzie – szersze pole do popisu.

Tak, chociaż powstawanie tego albumu miało dwa etapy. Pierwszy podzielony na małe klocki, czyli spotkanie z każdym z muzyków osobno w studio. Było to rozłożone w czasie i trwało ponad dwa miesiące, dlatego między każdą kolejną sesją z innym muzykiem miałem niesamowity mętlik w głowie – oczekiwań, planów i pomysłów – jak to dalej poprowadzić, jak osiągnąć ciekawy spójny efekt. No i ten drugi etap dopiero przyniósł odpowiedź, jak będzie to brzmiało w całości. Starałem się wyreżyserować tę płytę jak abstrakcyjny film. Obraz całości mógł wyglądać różnie – ja zdecydowałem się na taką, moją wersję. Dlatego na płycie łączę czasem po 2 albo i 3 utwory, żeby musiały wybrzmieć w ten dokładnie sposób. Z kolei na winylu, który pojawi się jesienią, nakreśliłem inną historię, dodając nawet utwory nie występujące na CD.

Finalnie wszyscy muzycy zagrali ze sobą jednocześnie? Potrafisz określić, ile czasu graliście, rejestrując ten materiał?

Największy skład na tej płycie, to trio. Nagrywałem z każdym z nich osobno średnio 6 godzin, a każdego kolejnego prosiłem, by zaimprowizował do jednego utworu, który nagrałem z innym muzykiem. Dany muzyk nigdy wcześniej nie słyszał tej ścieżki, więc musiał skakać na główkę i słuchać…

A nie było szans, byście zagrali jednocześnie w kwintecie?

Nie, nie było takiego założenia. Nie chciałem również budować nowego, dużego zespołu. Naprawdę lubię spotkania w duecie. Ten dodatkowy trzeci muzyk, to taki słodzik, dodatek, który nadaje szersze brzmienie, ale kluczem tego projektu jest spotkanie w cztery ręce, w czworo oczu i uszu. Chciałbym żeby ta idea DUOSÓW była kontynuowana pod postacią nowych spotkań z kolejnymi muzykami. Chciałbym grać z tymi muzykami koncerty, ale myślę, że spotkanie w piątkę mogłoby się tylko odbyć na jakimś dużym festiwalu – na którego zaproszenie czekam.

Rozumiem zatem, że póki co, nie macie zaplanowanego żadnego koncertu?

W tym składzie nie. Prawda jest taka, że pochłania mnie prezentacja tego materiału w mediach do tego stopnia, że czas na wysyłkę materiału na festiwale nastąpi dopiero za kilka miesięcy. To dla mnie nowy kierunek – w przeszłości zaczynałem od dużego koncertu premierowego, ale tym razem próbuję inaczej.

Wspomniałeś o winylu, płyta jest na CD, a kiedy pojawi się w serwisach streamingowych?

Myślę, że na dniach. Co ciekawe została dołączona do wrześniowego „Jazz Forum”, a streaming ruszy wkrótce.