Kiedy biała wokalistka próbuje naśladować czarnoskóre soulowe piosenkarki, to zawsze wychodzi jakiś produkt kukulskopodobny, pełen natchnionych, pofrazowanych stęknięć. Nie tym razem – a to za sprawą debiutanckiej płyty Pauli Romy, która ze swobodą łączy rozmaite, wydawałoby się sprzeczne, tradycje czarnego śpiewania.


Płyta „Cześć, tu PAULA ROMA” ma wszystko to, co powinien mieć świetny debiut. Paula Roma przedstawia się publicznie jako niestrudzona eksperymentatorka i poszukiwaczka harmonii we wnętrzu swoich przeżyć. Nudzić się z nią ciężko, grozi nam raczej awaria wewnętrznego błędnika estetycznego. Eksperymenty rapowe i unerwione kołysanki r’n’b skąpane są w bajkowych partiach przestrzennych gitar tęsknych hitów soulu. Słychać, że dziewczyna dorastała w alternatywnie bujających klimatach, co owocuje radosnym brakiem skrępowania w dobieraniu środków wyrazu.

Nie obyło się bez pomocy sprawdzonych współpracowników (Jurek Zagórski), jednak Paula to nie gwiazdeczka śpiewająca numery z publishingu, sama jest songwriterką. To nie marionetkowa ściema kilku producentów, lecz artystka z krwi i kości. Takiej ilości chwytliwych numerów wyczekiwałem z utęsknieniem. Proszę posłuchać „Starzej się”, „Niedopowiedzenia” i wytrzymać pięć sekund bez rytmicznego kołysania nogą. Jeśli dasz radę, to znaczy że jesteś zakompleksionym pryszczersem i musisz sobie ściągnąć z netu nowy bootleg Comy. Na płycie przeważają numery wolne, ale za to cudownie gęste i motoryczne („Cześć, tu miłość” i „Kreski”).


Muzykę podbijają metafizyczne teksty, układające się w niezwykłą opowieść o uczuciach i ludziach, którzy wyłączyli się wyścigu. Słuchając piosenek Pauli Romy, nabiera się ochoty, by do nich dołączyć. To album o odwadze przekraczania granic, dojrzewaniu, stawaniu się kobietą i o nawiązywaniu głębokiej relacji z samą sobą.

Ten absolutnie wyjątkowy minialbum przepełniony jest szczerością i prostotą. Serdecznie zachęcam wszystkich do wysłuchania tej pozycji. Warunek jest jeden: trzeba być otwartym na każde dźwięki, które do nas docierają.

Ocena płyty: