Dawid Broszczakowski jest cenionym sesyjnym muzykiem, producentem i aranżerem zarówno w muzyce jazzowej jak i rozrywkowej. Jego CV opięte jest znaczną liczbą nazwisk, formacji i zespołów, z którymi współpracował, ale nie chcę ich tu przytaczać, bo wolę aby został On otwartą kartą indywidualisty, który właśnie debiutuje z solowym projektem. Łatwo wszak przykleić nazwisko debiutanta do kogoś sławnego i z nim go potem ciagle utożsamiać. Uważam, że Dawid zasługuje za swój odrębny rozdział.


Dlaczego? A to dlatego, że jego autorska, debiutancka płyta „22” to kawał ambitnego i wrażliwego jazzu, gdzie mnóstwo jest zakamarków i niedopowiedzeń. To akurat lubię najbardziej. Otwierający, tytułowy utwór „22” to swoista kulminacja tego co tu znajdziecie. Nostalgia przerywana dramatyzmem, energia niczym z reaktora, ale dozowana stopniowo i rozważnie. Doskonałą w tym rolę odgrywają muzycy tego projektu. Kontrabasista Franciszek Pospieszalski i saksofonista Antoni Kuzak to trzon zespołu. Jest tu też sporo gości, w tym dwóch perkusistów: Patryk Gajda i Péter Somos oraz dwóch basistów Patryk Bizukojć i Robert Szewczuga. Cały materiał zamknięty jest w nowoczesnym jazzie mającym elementy klasycznych harmonii, jak i soft punkowych rozwiązań. Broszczakowski nie boi się ekspresji i dosadności. W „Cumulatius” bierze za dosłowne bycie liderem ukazując kunszt wykonawczy jak i twórczy, co jest tu jakże ważnym aspektem. Nie unika tym samym melodyjności i prostoty, czego upust daje w następnej kompozycji, „Base”. Tutaj właśnie na basie usłyszeć można Szczeczugę, ale przyznam, że ja i tak ciagle skupiam się bardziej na klawiszu, bo to on jest głównym bohaterem. Chociaż jest jeden wyjątek, gdyż w „Nimbless” saksofon Kuzaka przoduje jakby miał za dużo energii, co mnie akurat nie do końca przekonuje w całościowym zamyśle tego albumu. Uwielbiam za to „Origin”, w którym nie trudno znaleźć odrobinę ludowych fraz, a które rozwijają się tak fantastycznie, że nawet na chwilę zapętliłem sobie ten kawałek. Niezwykle interesujące jest także „Austerity”, które ma jakby trochę stonowaną formę, ale nadrabia za to fenomenalną linią basu oraz jego solówką. Fajne jest, gdy podczas słuchania można się na chwilę zatrzymać, zostawić co się właśnie robiło, zrobić głośniej i dać się zaczarować. „22” na mnie się to udało. 

Muzyka nie jest zaledwie zlepkiem form, dźwięków, pauz i aranżów. Muzyka jest czymś więcej. To przecież taka sztuka, która skłania do refleksji, podsyca albo przygasza odpowiednie emocje, wpływa na umysł i wrażliwość. W każdym razie życzyłbym sobie, aby większość słuchaczy tak ją postrzegało. Kończący ten album monodram „Impression” jest dla mnie właśnie tą definicją muzyki. Taka kropla skondensowanego przekazu Dawida Broszczowskiego.

Wartościowy debiut znakomitego muzyka. 

Ocena płyty: