Polska piosenka ma u mnie specjalne miejsce na półce. Bardzo doceniam autorów i twórców z naszego kraju, zwłaszcza kiedy decydują się na pisanie w ojczystym języku. Wiele razy zaznaczam, że nie jest on grzeczny tak jak język angielski, który melodię ma w swojej naturze. Jest jednak coś magicznego i intrygującego w tym naszym szeleszczeniu i twardości. Nie każdemu jednak dane jest zgłębić jego formę by ubrać w nią piosenki. Poznański zespół Part Of The Kitchen wydał niedawno debiutancki album „Echokosmos”, którym zaspokaja mój głód polskich słów. 


Ten kwintet młodych, zdolnych i utkanych z muzyki ludzi nie jest ani amatorski, ani tym bardziej nie jest debiutantem. Swój początek datuje na 2016 rok, od którego to wydarzyło się naprawdę wiele. Nagrody na festiwalach, koncerty na wielkich scenach w całej Polsce, a także i te w kameralnych warunkach m.in. w Radio Czwórka, Radio Lublin, Radio Afera… EP „Below the line” (2017), singiel „Słabości (Liv session)”, oraz jeden z moich ulubionych polskich teledysków do „Nieudani”. Tak oto rozwijają się z koncertu na koncert i z utworu na utwór. 

Album wydany 3 listopada jest swoistą kulminacją i posumowaniem ich muzycznej drogi. Na ochy i achy zasługuje delikatny, wrażliwy i dziewczęcy wokal Anny Prętkiej. Potrafi być zarówno zmysłowa jak i nostalgiczna. Bardzo lubię kiedy wokalistki przykładają wagę do tego o czym i jak śpiewają. Nie trzeba się nadmiernie wsłuchiwać aby zrozumieć, bo wszystko jest pięknie wyartykułowane, zrozumiałe, i nie przesadzone. Emocje płyną w głosie jak gorąca czekolada, wszak Ania jest matką wszystkich tekstów. I tu zaczyna się cała magia. Nie są to teksty o wszystkim i o niczym, aby tylko posklejać melodię i zrobić ładne piosenki. Są to opowieści o relacjach, o obawach, o poszukiwaniu. O tym czego każdy z nas doświadcza każdego dnia. Dlatego też jest to płyta z uniwersalnym przekazem, który każdy z pewnością odnajdzie dla siebie. 


Teksty i wokal mogą być pierwszorzędne, ale i tak nic po nich, jeśli muzyka i produkcja nie będzie równie smakowita. Dla mnie zawsze na pierwszym miejscu był wokal. Uwielbiam charyzmatyczne wokalistki i wielkie głosy. Tutaj sam siebie zaskakuję, że niekiedy skupiam się równie mocno na jakości kompozycji jak i technice muzyków. Jest bogato. O kolory zadbali: Paweł „Paweuke” Wojciechowski swoja wirtuozerią na mandolinie, banjo, na gitarach i klawiszach, Mateusz Straszewski ubogacając jeszcze większą ilością dźwięków gitarowych, Piotr „Mazi” Mazurek wypełniając przestrzeń mięsistym, kojącym basem, a Adam Pajdowski zamknął wszystko w klamrach perkusji. Cała piątka zrobiła ze swoich talentów znakomite danie doprawione wokalem Ani. Trzeba przyklasnąć, że cały materiał jest totalnie autorski. 

Nie mogę się powstrzymać, aby powiedzieć, że „Parciaki” są wojownikami łamania kategorii muzycznych w jakie ich wkleić. Są tu elementy zarówno komercyjnego popu, tajemniczej piosenki poetyckiej, delikatnego funku, lekkiego jazzu ale i progresywnego indie popu. Ktoś może powiedzieć, że skoro tu taki misz masz to pewnie jest bałagan. Otóż nie i właśnie to jest takie fajne.

Pomimo tylu składowych album jest spójny i sprawia, że wszystkie te klimaty odpowiadają za cały wizerunek Part Of The Kitchen. Wystarczy posłuchać tytułowego „Echokosmosu”, aby dać się ponieść ich bajce. Przestrzeń, wyrazistość i ciekawość. Jest to jeden z moich trzech faworytów. Jakbym miał jednak wybierać, który jest tym najlepszym to od razu powiem, że „Naiwność”. Pewnie dlatego, że przypomina mi nieco zespół Firebirds, który w latach 90 magnetyzował mnie totalnie. Trzecim moim ulubionym jest „Serce”. Sądzę, że zwłaszcza za linię basu, który robi tu naprawdę genialną robotę. No i tekst. Petarda. Tak naprawdę to każdy z tych jedenastu utworów ma to coś, co sprawia że nie tyle słucham, co wsłuchuję się w ten album.

Jeśli blisko Wam do Mikromusic i Kwiatu Jabłoni, albo tęsknicie za Firebirds, Milkshop albo Karoliną Kozak to jest to idealny album do Waszej playlisty. Może będę się powtarzać, ale podkreślę jeszcze raz, aby zwrócić uwagę na teksty. 

Ocena płyty: