Cały galimatias i mezalians związany z pandemią przynosi więcej szkód niż pożytku. Tym razem jednak będzie o owym mniejszym pożytku, który okazuje się wręcz ogromny. Otóż wzmocnił i ubarwił on kulturę i ma ogromny wpływ na trendy i nowe wydawnictwa. Część wykonawców przekładało swoje premiery, inne przepadali w natłoku singli i wszelakich EP, ale znalazły się także perełki zrodzone w tym jakże trudnym okresie. Bez żadnych wątpliwości taką oto perłą są „Fale”, najnowszy projekt Krystyny Stańko. Dodajmy, że w całości po polsku co dopełnia mojej radości. 

Od pierwszych dźwięków słuchać, że nie jest to „zwyczajna” płyta.

Daremne szukać w niej komercyjnych przesłanek, inspiracji przodującymi nurtami czy chęci pokazania swojego nowego oblicza. Jest to album ekstremalnie osobisty. Odczuwam w nim nawet swoiste katharsis, które przynosi ulgę podczas tego nerwowego szukania się w całej popsutej rzeczywistości. „Fale” są odpowiedzią na wiele pytań zadawanych w zeszłorocznej izolacji społecznej, emocjonalnej, fizycznej. Zresztą sama artystka opowiada, że album ten jest stworzony z tęsknoty za muzycznym powietrzem, które nam odebrano zmuszając do przerzucenia się na online i wirtualne przeżywanie kultury. 

Stańko zaprosiła do tego projektu dwóch charyzmatycznych i jakże dynamicznych przyjaciół pochodzących z pierwszorzędnego jazzowego środowiska. Dominik Bukowski (wibrafon) i Piotr Lemańczyk (kontrabas) od wielu lat współpracują z Panią Krystyną zyskując jej pełne zaufanie i zrozumienie. Materiał zawarty na albumie jest dziełem tego tria zarówno twórczo jak i wykonawczo. Jest to głęboki jazz pełen zakrętów, dysonujących harmonii i nieszablonowych metrów. Jest niczym fale. Żyjący własnym życiem, co chwilę zaskakuje rozwiązaniami i formą. Tytułowy utwór jest tego najlepszym przykładem. Melorecytacja przeplata się z leniwym frazowaniem przełamanym nagłą ekspresją. To zdecydowanie jedna z najtrudniejszych pozycji na albumie i zarazem utwór klucz, spajający wszystko swoją grubą nicią. W przełamywaniu konwenansów wtóruje mu „Myślisz?”. Niespokojna, wręcz psychodeliczna kompozycja z bardzo wymownym tekstem ukazującym pomieszanie strachu, niewiedzy jak i obawy przed wszystkim co dotąd było zwyczajne, a obecnie graniczy z niepewnością. 

Teksty odgrywają tu szalenie ważną rolę.

Czasami mam wrażenie, że słucham nie tyle piosenek, co kompozycji ubarwionych wierszami. Nie mają one pasujących na miarę melodii schematów. Jak owe fale, także żyją swoim literackim życiem, a muzyka jest jedynie i aż ich ubraniem. Szalenie mnie się to podoba. Skłania do jeszcze większego skupienia i wymusza głębszą refleksję. Od strony muzycznej jest nie mniej ciekawie. Niekiedy jest to podróż kolejką górską w wesołym miasteczku. Kiedy czuję, że jest spokojnie i równoważnie, to nagle okazuje się, że podchodzą karkołomne rozwinięcia dysonansów. Jeśli myślicie, że jest to standardowa płyta wokalistki i dwóch muzyków to bardzo się zdziwicie. Chociaż nie ma tu orkiestry, jak na wcześniejszym albumie „Aquarius (The Orchestral Session)” (2019) to abolutnie nie można powiedzieć, że najnowsza płyta jest uboga. Zarówno Bukowski jak i Lemańczyk odcisnęli tu najlepsze swoje strony nie ograniczając się w improwizacjach. Każdy z nich jest przecież osobnym artystą z muzycznym dorobkiem, mając na koncie albumy solowe i te będące owocem wielu kolaboracji. 

Najjaśniejszym punktem są tutaj „Kolory pragnień”. Jazz przeplata się z soulem i delikatnym etnicznym charakterem, którego na albumie jest dużo więcej. „Prawda to Ty” kojarzy mi się z karaibskim kolorem lazurowych plaż i zielonych palm. „Pauza świata” jak i „Morska” oscylują między charakternym jazzem trojga indywidualistów, a delikatnym, ledwo wyczuwalnym smaczkiem latino, które Krystyna Stańko lubi nie od dziś. Zamykająca wszystko interpretacja „Nie jest źle” napisana przez Agnieszkę Osiecką dla Urszuli Dudziak z 1960 roku dopełnia całości będąc doskonałą, wyczekiwaną puentą.

Ocena płyty:


Polecam wszystkim koncert online, który odbył się w grudniu dla Jazz Jantar, na chwile przed premierą płyty. Obejrzałem go kilkanaście razy. No dobra, przesadziłem. Nie oglądałem, a słuchałem. Naprawdę warto, a potem zapętlić płytę w samochodzie. Jest pięknie, mądrze, wartościowo i wrażliwie.