Marek Napiórkowski wraz z Arturem Lesickim nagrali kolejny duetowy album. Płyta „Nocna Cisza. Kolędy.” z nowym materiałem dwójki znakomitych polskich gitarzystów ukazała się 20 listopada 2020 roku. Tradycyjne kolędy, a także współczesne melodie świąteczne, przełożone zostały na oryginalny i charakterystyczny język obu artystów. Mieliśmy przyjemność rozmawiać z muzykami. Zachęcamy do lektury wywiadu.


Pytanie dość banalne – dlaczego akurat kolędy?

Marek Napiórkowski: Z Arturem znamy się od wczesnego dzieciństwa spędzonego w naszej rodzinnej Jeleniej Górze – zresztą na ulicy Rodzinnej. Razem uczyliśmy się grać i razem przez wiele lat tworzyliśmy różne składy (z Funky Groove na czele). W 2015 roku, po latach przerwy we wspólnym graniu, nagraliśmy Celuloid – akustyczną płytę z polskimi tematami filmowymi. Dało nam to dużą frajdę. Zagraliśmy z tym materiałem wiele koncertów, także w wersji z orkiestrami, byliśmy też za ten album nominowani do Fryderyka. Teraz postanowiliśmy dopisać kolejny rozdział do tej historii. Ponownie założyliśmy, że nagramy nasze wersje utworów już istniejących. Pierwsze myśli skierowały nas w stronę polskiej muzyki ludowej, by po chwili skonstatować, ze najsilniej rezonują w nas tradycyjne melodie świąteczne, ze one są nośnikiem emocji i najlepszą egzemplifikacją naszej słowiańskiej wrażliwości. Poza tym, jak mawiali wielcy jazzmani: nie ważne co, ważne jak.

Na płycie słyszymy różnego rodzaju gitary. Co było inspiracją do zaaranżowania kolęd   jedynie na skład instrumentalny?

Artur Lesicki: Może dlatego, że chyba takiej płyty jeszcze nie nagrano…? :) Melodie, które wybraliśmy, mają ogromny ładunek emocjonalny. Tradycja kolędowania sięga kilkaset lat wstecz i czerpie w prostej linii z muzyki ludowej. Akustyczne gitary, na których na co dzień gramy, dają w naszym przeświadczeniu gwarancję uzyskania szlachetnej i ponadczasowej oprawy tych pięknych melodii. Dobrze nagrany, naturalny dźwięk gitary, jest zawsze interesujący. Unikając monotonii, używaliśmy prócz akustycznych gitar, na których gramy zazwyczaj, różnych ich odmian – gitary dwunastostrunowej, jazzowego archtopa, dobro, gitary klasycznej, a także nawet, co niesłychanie rzadkie – oryginalnego Martina z 1908 roku.    


Na albumie “Nocna cisza. Kolędy” znalazło się 8 utworów. Dlaczego akurat te?

M.N.: Podobnie jak w przypadku Celuloidu szukaliśmy tematów, które dają pole do ciekawych zabiegów aranżacyjnych, takich które byliśmy w stanie opowiedzieć własnym głosem. To nie jest płyta z coverami. Mimo, że nie zmienialiśmy oryginalnych melodii – chcąc zachować ich urodę – to mocno ingerowaliśmy w harmonie, rytmy i formę tych kolęd. Jedyną aranżacją,, której nie zrobiliśmy w całości, jest kolęda “W żłobie leży”, oparta na opracowaniu Witolda Lutosławskiego pochodzącym ze zbioru “20 kolęd na glos i fortepian” z 1946r. Na płycie jest też “Szara kolęda” Krzysztofa Komedy – utwór wielkiej urody. Choć nasza wersja tego utworu jest instrumentalna, to inspirował nas piękny tekst napisany przez Wojciecha Młynarskiego.

Poza tym, szukaliśmy utworów, z którymi mamy związek emocjonalny. Dobrym tego przykładem jest kolęda “Nie było miejsca dla Ciebie”, przy której Mama musiała zawsze małego Mareczka wyprowadzać z kościoła, bo zanosił się płaczem :)

Zauważyłem pewną prawidłowość. Od wydania przez Was albumu “Celuloid” minęło 5 lat, teraz dostajemy album z kolędami. Kolejny album za 5 lat?

M.N.: Trudno teraz myśleć o nowej płycie, kiedy dopiero co wydaliśmy tę. Nie mamy póki co kolejnych planów fonograficznych, ale cieszymy się, ze będziemy mogli pograć w przyszłości te aranżacje. Nasza muzyka jest w dużej części improwizowana, wiec ciekaw jestem w jakim kierunku będą ewoluowały te utwory. Póki co zapraszamy na koncert premierowy w wersji online, który odbędzie się we wrocławskim Teatrze Capitol 15.12 o godzinie 19:00.

Wracając jeszcze do utworów z “Nocna cisza. Kolędy”. Jak wyglądała praca nad przygotowaniem i nagraniem materiału?

A.L.: Gramy ze sobą i znamy się bardzo długo, więc wypracowaliśmy pewien model pracy nad nowym repertuarem.  Zaczynamy zazwyczaj od poszukiwania utworów, które w naszym mniemaniu są interesujące i mają potencjał, jako tworzywo dla zabiegów aranżacyjnych i harmonicznych, którym zamierzamy je poddać. Istotne jest, żeby można było doprowadzić je do stanu, w którym można także na nich improwizować, gdyż duża cześć naszej muzyki jest właśnie na improwizacji oparta. Następnie robimy mniej lub bardziej precyzyjne aranżacje, staramy się ustalić formę, klimat każdego utworu.  Z tak przygotowanym materiałem, rozpoczynamy próby, gdzie bardzo wiele elementów jeszcze zostaje przetworzonych, wyimprowizowanych, gdzie szukamy ich ostatecznego kształtu. Nagranie studyjne to końcowa faza praca, w zasadzie najkrótsza. Płytę nagrywaliśmy w studio S4, pod czujnym okiem znakomitego realizatora Leszka Kamińskiego. Jak to bywa z kolędami, sesja odbyła się w sierpniu i zajęła nam realnie około 12 godzin efektywnej pracy.

Jaka jest sytuacja na świecie, i w Polsce każdy dobrze wie. Co z koncertami?

M.N.: To szczególna sytuacja, na którą nikt chyba nie był przygotowany. Od marca zagrałem niewiele koncertów. Większość z nich odbyła sią online i bez publiczności. Przez wiele lat mieliśmy szansę na ciągłą wymianę energii ze słuchaczami, a kiedy tego zabrakło, widzimy jak ważny jest to element naszej pracy. 

Mamy czas Świąt. Jak odchodzicie Wigilię u siebie w domach? Czy tradycja spotykania się i świątecznego grania, dla siebie i bliskich, jest, bądź była  u was obecna?

A.L.: Moja rodzina pochodzi z kresów, stad pojawiają się u nas tradycyjne potrawy jak kutia, pierogi z kapusta i grzybami, barszcz … No, ale nie o jedzeniu mamy mówić, lecz o strawie duchowej. W moim przypadku, niestety tradycja wspólnego muzykowania nie została utrwalona. Raczej słuchano kolęd, niż wspólnie je śpiewano, chociaż melodie te są mi z dzieciństwa doskonale znane, bo wciąż gdzieś wokół było je podczas Świąt słychać. Teraz, mając przygotowany cały kolędowy repertuar, możemy to w końcu zmienić i przynajmniej posłuchać ich wersji instrumentalnych…

M.N.: No właśnie. Dobrze, że mamy tą minimalistyczną w koncepcji płytę, która – jak wierzę – współgra z intymnym przeżywaniem tego czasu, w jego spokojnym, duchowym wymiarze. U mnie w domu rodzinnym nie śpiewamy, ale czasem jakieś kolędy gram na akustycznej gitarze, by utrwalić tradycje. Może, gdyby nie pandemia, spotkalibyśmy się z Arturem w Jeleniej Górze, by pomuzykować? :) Wesołych Świąt!!!