Znajdźcie takiego mądrego, który potrafi obiektywnie ocenić 7. studyjny album jednej ze swoich ulubionych wykonawczyń. Do tego artystki, której najbliższy koncert w naszym kraju już śni się po nocach? Obwołana geniuszką. Łączy niemal wszystkie gatunki czarnej muzyki: jazz, soul, gospel, blues, hip-hop, by tej mieszance nadać moc swojej oryginalności. Podziwiana przez krytyków, uznana przez ulicę penetratorką różnokulturowych światów nagrała płytę z ucywilizowaną muzyką, sięgającą do swych korzeni.

Alicia Keys powinna dostać medal za uczciwość wobec słuchacza. Przez prawie 20 lat gra muzykę, która po pierwsze odróżnia się od produkcji innych wokalistek, po drugie, sama w sobie jest dość różnorodna. Sukces bierze się z bezkompromisowego przywiązania artystki do afroamerykańskiej kultury R&B. Być może Alicia ma ułatwione zadanie, bo grając R&B może czerpać z wieloletniej bogatej tradycji, ale i tak należą jej się brawa za to, że kolejna płyta nie zawodzi oczekiwań. Chociaż wydaje mi się, że artystce nie łatwo będzie przekroczyć próg, jaki osiągnęła na debiucie z 2001 „Songs in A Minor”, gdzie ociera się o Absolut.

Nowe dzieło Alicii Keys nie zaskakuje pod żadnym względem.

Keys porusza się na „ALICII” po terytorium badanym na kilku poprzednich płytach. Dyskretnie towarzyszą jej wierni przyjaciele, m.in. mój faworyt Sampha. Album chwilami stonowany, nostalgiczny, to znów drapieżny i energetyczny. Brzmieniowo, jak zwykle, otrzymujemy unikatowe połączenie muzyki akustycznej z komputerowym drivem. Efekt bardzo wysmakowany, nie razi nadużyciem, nawet jeśli te najlepsze piosenki z płyty doskonale obywają się bez elektroniki.

Oszczędne, ale niezwykle sugestywne teksty oplata pełna inwencji twórczej wokalistyka. Keys to wspaniała melodyczka, co z całą mocą potwierdza na tej nowej płycie. Od pierwszych chwil zaśpiewanego „Truth Without Love” muzyka płynie mieniąc się barwami nostalgii, ale i radości. Alicia z łatwością porusza się między nastrojami i stylami, od niemal dyskotekowego „Time Machine”, przez „Me X 7” (trochę nastrojowego R&B z Tierra Whack), po reggae „Wasted Energy” z tanzańskim piosenkarzem, znanym jako Diamond Platinumz. Zaangażowanie do nagrań kilku różnych producentów (m.in. Mark Ronson, Sampha, Tricky Stewart czy Swizz Beatz) dało znakomity efekt, wzmacniając aranżacje poszczególnych nagrań i pogłębiając i tak już niezwykle sugestywny przekaz całości.


Centralnym tematem albumu jest empatia, współczucie i szacunek. Nawet jeżeli część utworów wchodzi tu początkowo w mroczne barwy, ostatecznie zawsze znajdziemy tu dozę nadziei i optymizmu. Wokalistka nie unika społecznego zaangażowania. W tekstach piosenek składa hołd nauczycielom i „studentom-lekarzom”, wspomina „prostytutki na przystanku autobusowym” i „samotne matki czekające na czek”, łączy zmagania rzeszy „niewidzialnych” ludzi z koalicją nas wszystkich „płynących na jednej łodzi w przyszłość”. Przejmująco zaśpiewana „Perfect Way To Die” to manifest ruchu Black Lives Matter, bardzo osobista piosenka, nawołująca do walki z przemocą wobec osób czarnoskórych.

Reasumując, fani Keys będą zachwyceni. To prawdziwe R&B malowane z przesłaniem i fantazją! Rock’n’rollowcy, metalowcy i raperzy zaczną ziewać już po 30 sekundach, by zasnąć po minucie i nie przeszkadzać innym w prawdziwej uczcie.

Ocena płyty: