Od razu uprzedzam – gdyby to była debiutantka, dostałaby co najmniej gwiazdkę więcej. Ale takie są fakty: niejednej nowicjuszce może się co najwyżej marzyć, że nagra płytę porównywalną do „Pod skórą”, albumu, który uznaję za najsłabszy w dyskografii Kasi Cerekwickiej. Ta płyta ma pecha, że jest najmłodsza w rodzeństwie i dzieli drzewo genealogiczne z klejnotami pokroju „Mozaiki” czy „Feniksa”.

Poprzednia płyta Kasi CerekwickiejMiędzy słowami” powalała jędrnością brzmienia, fantastycznymi kompozycjami i przenikliwością tekstów. Trudniej zakochać się w „Pod skórą”. Po prostu nie czuć głodu ani pragnienia podbicia świata. Nie jest mniej przystojna od poprzedniego albumu, jest może trochę mniej tajemnicza.

Oczywiście i nowa płyta błyszczy, tyle że w znacznej mierze światłem odbitym. Chwilami odnosi się wrażenie, że skompilowano ją z nagrań odrzuconych z sesji do poprzednich albumów. Otwierający płytę ostry „Nigdy” świetnie czułby się na albumie „Pokój 203”, zawadiackie „Lody” – następujące kilka chwil potem – spokojnie mogły powstać w czasach „Feniksa”, inny utwór, „Na próżno”, pasuje natomiast do „Fe-male”. O tym, że Kasia Cerekwicka wertuje swój dorobek znacznie głębiej, świadczą z kolei lekko soulowe numery „Pod skórą” i wieńczący płytę „Powód”, na których, tak jak kiedyś, nie szarżuje nadmiernie od strony wokalnej, pokazując za to swoją niezwykle ciepłą barwę głosu. Może tak już musi być z wokalistkami, które stosują w popie formuły podstawowe, świadomie uproszczone, i nie starają się wyważać dawno otwartych drzwi.

Właściwie ciężko się tu do czegokolwiek przyczepić. Każdy numer zaaranżowany adekwatnie, bez wydziwiania, kiedy trzeba – subtelnie („Złudzenia”), kiedy indziej bardzo dziarsko („Nic nie znaczą już”). Ale brakuje tu choćby jednego kawałka, który powoduje, że chcesz go wysłuchać natychmiast od początku. Powracałem do płyty kilkakrotnie bardziej z ciekawości niż z potrzeby.


Reasumując, jest wszystko: „klasyczne” korzenie, piosenki, melodie, przeboje, wokalizy wciskane wszędzie gdzie się da i nie da. Niezły się tu więc robi bigos. To jest pokazówka: mogę wszystko. Ale „mogę wszystko” nikogo nie interesuje. Wszystkich interesuje „mogę lepiej”. Tymczasem płyta Cerekwickiej jest wtórna choć poprawna. Zamiast proponować „wszystko”, chyba więcej wysiłku warto poświęcić na samookreślenie się. Ktoś kto proponuje „wszystko” wywija się od konfrontacji z tymi, którzy coś znaczą „konkretnie”.

Pod skórą” jest konwencjonalną płytą popową bez większych pretensji artystycznych. Muzyka pop poszła pod względem rozwiązań brzmieniowych i aranżacyjnych w ciągu ostatnich lat szalenie do przodu, a „Pod skórą” brzmi jakby powstał na obrzeżach Europy zakutej lodową obręczą. Jest nieźle, ale średnio, a mogło być lepiej.

Jednego nie sposób Cerekwickiej odmówić – głos ma wciąż absolutnie obezwładniający. Tak mogłaby śpiewać Syrena, świeżo wyłowiona z rynsztoka w robotniczej dzielnicy Koszalina. Gdybym miał córkę, chciałbym, żeby takim właśnie głosem oznajmiała mi o zbliżającej się wywiadówce.

Ocena płyty: