Wielu muzyków rozwijając i kształtując swoją tożsamość artystyczną sięga do korzeni. Muzyka ludowa jest niepodważalna, nie lubiąca kompromisów, wręcz hermetyczna w swojej formie jako historia. Wielu sięga po nią, ale szybko okazuje się, że są albo zbyt ambitni, albo zbyt niepokorni aby scalić teraźniejszość z przeszłością, co ma zaowocować z kolei ich przyszłością.

Łukasz Ojdana sięga po muzykę Kurpiów. Zrobił to bo poczuł, że tam jest go najwięcej. Czy to przypadek, czy to przeznaczenie, czy to może naturalna kolej jego życia. Pewnie wszystkiego po trochu, skoro nagrany przez niego materiał jest… właśnie. Gdybym miał to scharakteryzować jednym słowem to powiedziałbym, że po prostu „jest”. I to jest tutaj największa prawda. Słyszę, widzę i czuję „Kurpian Songs & Meditatons” chociaż z ludowizną myślałem, że nie łączy mnie zbyt wiele. 


Łukasz Ojdana to znany i ceniony pianista jazzowy współpracujący w Tomaszem Stańko, a którego kulminacją sukcesu stało się dołączenie do Tria RGG, nagradzanym i zdobywającym ogromna atencję. Solowy projekt jest czymś zupełnie innym niż znane nam improwizacje z dotychczasowej muzycznej ścieżki Ojdany. Materiał na debiucie zawiera zarówno oryginalne pieśni kurpiowskie, które nie są proste do przełożenia na fortepian ze względu na osobliwe ćwierćtony podzielone czasem inaczej w takcie, ale również autorskie interpretacje tychże utworów. Te medytacje są właśnie wynikiem zależności, a może i podporządkowania się artysty muzyce ludowej. Całość brzmi niesamowicie intymnie. Poza doskonałym kunsztem wykonawczym i emocjonalnym „Kurpian Songs & Meditations” jest po prostu uroczo piękne. Kierowane zarówno dla jazzowego melomana, jak i ceniącego sobie oryginalne melodie słuchacza. Jako wykładowca na Instytucie Jazzu Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach powtarza, że szkoła nie ma za zadanie produkować artystów, tylko pokazać, nauczyć adepta jak odnaleźć to w sobie. Nie da się przecież stworzyć charyzmy i osobowości, można ją tylko wydobyć lub ukształtować. Myślę, że ten album jest właśnie przykładem tego, że artysta rodzi się „jakiś”.

Słuchając wcześniejszych dokonać Łukasza Ojdany znam go w zupełnie innym kolorze. Bardziej dysonującym, alternatywnym i nieoczywistym. Chylę czoła przed opracowaniami muzyki kurpiowskiej, ale to medytacje wzbudzają we mnie najwięcej emocji, bo są one po prostu zapisem myśli i uczuć. To słychać. Przynajmniej ja to słyszę i jest to bardzo miłe jak i wartościowe doznanie.


Ostatnio miałem do czynienia z „TatrąPawła Kaczmarczyka, która to jest opracowaniem i inspirowana dziełami Paderewskiego, tak więc bardzo cieszy mnie, że karmi się nas, słuchaczy nie tylko tym co nowe i twórcze, ale także i tym co nas określa. Zarówno muzycznie, jak i jako naród. Absolutnie nie jest proste przekazać dziś w przystępny sposób wartość muzyki ludowej, za co Łukasz Ojdana przez swój album powinien tym bardziej dostać owacje na stojąco. Przy okazji laury może też zbierać Mariia Ojdana za przecudowną wokalizę w „Song IV” jako swoistą kropką nad „i”. 

Ocena płyty: