Urodzaj na talenty wśród wokalistek nie ominął również jazzu. Kandace Springs posiada nieprzeciętnie ustawiony głos i umiejętność wykrzesania z fortepianu porywających fraz z całym bogactwem cytowani z muzyki klasycznej.

Śpiewa tak, że wydaje się zwiewnym aniołem. Głos ma tak ciepły, że każdy chłopak w ciemno przytuliłby się do niej bez wahania. Ustawiony na pierwszym planie fortepian charakteryzuje krystalicznie czyste brzmienie, wydobywanie pełnych nut z luźnym oddechem między nimi. Łagodne, w niezbyt szybkich rytmach granie, świetnie nadaje się na wieczorne relaksowanie, toteż nie należy rozpatrywać go w kategoriach czysto jazzowych. Zakwalifikowanie tego jako muzycznej tapety, byłoby absolutnie obraźliwe, bo wszystko zrobione jest ze smakiem, zamysłem i bardzo starannie wykonane.


Materiał płyty stanowią odkrywcze interpretacje standardów kobiecej wokalistyki – Elli Fitzgerald, Roberty Flack, Astrud Gilberto, Lauryn Hill, Billie Holiday, Diany Krall, Carmen McRae, Bonnie Raitt, Sade, Niny Simone, Dusty Springfield – których bogactwo trudno opisać w paru słowach. W kilku utworach artystce towarzyszą, m.in. David Sanborn (saksofon), Christian McBride (bas), Norah Jones (śpiew). Zresztą Kandice ma tyle do powiedzenia, że i bez asysty udałoby się jej wprowadzić nas w bardzo osobisty świat muzyki.

Rozśpiewanej pianistce udało się nadać niemal wszystkim tematom odpowiedni powab. Repertuar jest wspaniałą pożywką do przearanżowywania i swingowania, czemu nie należy się dziwić, bo parę kompozycji powstało przy współpracy z jazzmanami. Z połączenia popularnych utworów i jazzu Kandace stworzyła prawdziwe cudo. W niczyich rękach zmysłowe pasaże nie mieniły się tak piękną architekturą nut, akordów i harmonii, tworząc estetyczny absolut.


Mimo, że w repertuarze są same ograne standardy, ich pełne romantyzmu potraktowanie pozostawia trwały ślad w naszej pamięci, wrażenie czegoś niesamowitego i odkrywczego. Od bardzo intymnej interpretacji utworu Bonnie RaittI Can’t Make You Love Me” – piosenki, którą artystka, jako pierwszą, zaprezentowała szefowi Blue Note Records, podejmując w 2014 roku rozmowy w sprawie debiutanckiej płyty, aż po zmysłową wersję „Ex FactorLauryn Hill, Kandace oddaje niesamowitą głębię charakteru i emocji każdej frazy poszczególnych utworów. Jej wirtuozerski głos i subtelna gra odzwierciedlają przestudiowane, ale pełne frywolności podejście do odkrywania kanonicznych dzieł najznamienitszych wokalistek naszych czasów.

Ponoć tym albumem Kandace spełniła jedno ze swoich marzeń, a przy okazji zrobiła nam kolejną frajdę. Jeśli więc kogoś opuściły senne marzenia, niech chwyta za krążek. Jeśli chcecie usłyszeć ciekawe poszukiwania na klawiaturze fortepianu 31-letniej artystki, a zamiast dostać bólu głowy, odprężyć się, nie omijajcie płyty, na okładce której siedzi sobie jej sprawczyni, wyglądająca bardziej na siostrę Diany Ross niż na jazzmankę napakowaną świeżymi pomysłami.

Ocena płyty: