Jazz jest niekiedy jak moda. Nie każdy musi się na niej znać, ale na pewno każdy dostrzega piękno pomysłu i wykonania. W jazzie lepiej jak w modzie można żonglować emocjami odbiorcy, jednocześnie jest to o wiele trudniejsze do zrobienia. Jedni wybierają ścieżkę zawiłej improwizacji zsynchronizowanej z chaosem, gdzie także można dostrzec piękno. Drudzy wybierają ścieżkę bardziej przystępną dla słuchacza, który jednak woli rzeczy przejrzyste i klarowne. Taka właśnie jest EPka GoGo PenguinOcean in a drop (music for film)”. Chris Illingworth, Nick Black oraz Rob Turner w swoim trio przeplatają harmonie pianina z kontrabasem i perkusją. Powtarzalne frazy sprawiają, że ich kompozycje przypominają minimalistyczne formy. 


Bardzo mi się podoba ich pianino pełne staccato głośnych dźwięków. Od pierwszego usłyszenia kojarzą mi się z Ludovico Einaudim, który też jest specjalistą w powtarzalnym minimalistycznych frazach. Tutaj mamy jednak wzbogacenie o kontrabas idący swoją własną ścieżką, wypełniając symetryczne kroki klawiszów. Przeplatają się, rozmawiają, a nad nimi góruje charakterystyczna perkusja zamykając wszystko w całości. „Time-Lapse Case” otwierające minialbum jest energetycznie, ale bez przesadnej rozrywki. Ich muzyka jest wszak dwubiegunowa, bo może przynosić zarówno ukojenie jak i pobudzenie. Co kto w danej chwili potrzebuje myślę, że dostanie. „Control shift” z fantastycznym basem na intro obiecuje, że nie zwalniają tempa. Delikatne przełamania formy są prawie niezauważalne, a pędzące klawisze rozrywają schemat perkusji.

Four corners” to mój ulubiony.

Pianino jest niezmiennie na pierwszym miejscu, niczym mantra powtarza swoje sekwencje, a reszta tria wypełnia przestrzeń jak drzewa na wzgórzu. Tytułowe „Ocean in a drop” jest ciągle spójne z pozostałymi kompozycjami. Ciekawe, wciągające i lekkie za razem. Fajnie, że są momenty kiedy nie ma zdecydowanego lidera, a za chwilę pojawia się solo np. na kontrabasie wywracając stan skupienia. Dobrze sobie to muzycy przemyśleli. Zwłaszcza, że aby zostawić nam niedosyt, bo przecież ta EPka zapowiada album, który ma się ukazać w 2020 roku, to kończy ją subtelne piano w utworze „Nessus”. Nie trzeba zawsze zadziwiać ilością, a wręcz tym co pomiędzy. Tu pomiędzy jest dużo miejsca na wyobraźnię i niedopowiedzenie. 

Zwykle EPki nie zawierają najlepszych kompozycji, bo najlepsze zostawia się na poźniej. Jeśli chłopacy z brytyjskiego trio idą tym tropem, to ja już jestem oszalały z zachwytu całego albumu. Będzie to ich piąte wydawnictwo, a każde z nich jest naprawdę spektakularnym wydarzeniem.

Ocena płyty: