Mam ogromny szacunek do polskich artystów, którzy tworzą z ideą, a nie dla produkcji. Podziwiam piosenki, które opowiadają historię, mają duszę. Jeśli do tego dochodzi jeszcze pełen charyzmy i kunsztu wokalnego wykonawca, to dla mnie to już euforia. Proszę Państwa, taka właśnie jest debiutancka płyta Marcina ŁazarskiegoZaufaj mi”.

Cholernie dobra, męska płyta.

Na wejściu przedstawia się nam „Kim chcesz być”. Od pierwszych fraz słychać, że jest tu wykonana bardzo dobra robota. Jeśli spojrzeć od strony muzycznej, to zgadzają się tu wszelkie detale. Wokal jest spójny, bez żadnych wirtuozerii, nadmiernych wokaliz i przesadzonego vibrato. Pięknie naturalny. Niekiedy wpadający w melorecytację, ale na szczęście bardziej w „melo” niż w „recytację”. Nie będę zdradzać swoich porównań do innych wokalistów, aby Wam zostawić tę zabawę. W głosie Marcina jest tyle składowych, ile kolorów w słoiku pełnym skittlesów. Efekciarskim przy tym jest właśnie brak efekciarstwa. Odrobinę brudny, ciepły, prawdziwie męski kawał wokalu. No dobra, ale to tylko mała część tego co mnie tu zachwyciło. Teksty. One robią tu największe zamieszanie. Opowieści, przeżycia i śmiałe emocje dorosłego faceta wyrażone bez zażenowania, ale i bez przesadyzmu. Może to i nieco banalne, ale lubię puścić sobie głośno „Jak wariat” w samochodzie. Co prawda trochę za szybko wtedy jadę, ale jak mnie kiedyś zatrzymają to wyślę ich do Łazarskiego.


Dalej porwało mnie emocjonalne „Tylko bądź” („…tylko bądź, resztą będę ja…”, żesz no!). Nasz jakże piękny język ojczysty jest perfidnie złośliwy do pisania piosenek. Nie łatwo jest ująć w słowa to, co chce się zaśpiewać, a sztuką jest ta umiejętność. Szczerze przyznam, że nie pamiętam czy w ostatnich 10 latach jakiś facet napisał tyle dobrych piosenek po polsku. Wiadomo że tu już wchodzimy na miękki grunt, bo co człowiek to inne oczekiwania. Moje zostały zaspokojone. „Ciebie mam we krwi” to soulowa, nieco oldschoolowa kompozycja, która nie dość że buja jak hamak, to jeszcze tak pięknie rozwija się wraz z tekstem, że dzięki niej stałem się zdecydowanym fanem tego albumu. Z kolei „Na tę wojnę” to uniwersalny i ponadpodziałowy song. Odnajdzie się w nim naprawdę każdy. Znowu wrócę do słów tu zawartych. Rymy są czasem oczywiste, fazy nie posiadają wyszukanych metafor, a jednak wszystko tu ma ręce i nogi. Wielką robotę robią żywe instrumenty. Sporo gitar, perkusja siedzi w dosadnym groovie, a jedynej „sztuczności” dodają słodko-gorzkie syntezatory.

Czas zatem na asa z rękawa. Otóż klawiszami zajął się Kajetan Borowski. Znamy, lubimy, kibicujemy. Projekty, w których macza swoje klawisze są zawsze w punkt, a jego debiutancka płyta „Totem” nadal wyleguje się w naszych głowach i nie chce się stamtąd ruszyć. Niech siedzi. Na „Zaufaj mi” wsparli Marcina jeszcze Jan Malecha (gitary, gitary akustyczne, ukulele), Michał Kapczuk (bas, moog) oraz Łukasz Kurek (perkusja). Produkcją zajął się… Marcin Łazarski. Autorem wszystkich piosenek jest… Marcin Łazarski. Brawo! Materiał skacze sobie na pograniczu bluesa, poezji śpiewanej, soulu i delikatnego popu. Smacznie, apetycznie i wciągająco. Jestem szalenie ciekawy jak te numery prezentują się na żywo. Tendencja wśród takich artystów jest często wzrostowa, dlatego nie szukajcie wymówek, aby nie przegapić posłuchania tych opowieści live.

Szczerze polecam wszystkim fanom polskiej piosenki, którzy muzyki słuchają, a nie tylko ją słyszą Ja zaufałem i się nie zawiodłem. No może tylko ten jeden angielski kawałek na płycie jest taki trochę jak guzik do wazonu… ale za to bardzo ładny guzik, więc niech już mu będzie. 

Ocena płyty: